Taaaak. Są drzwi wewnętrzne! Montaż odbył się w terminie i dwóch panów zamontowało je w około 6 godzin. Co prawda bez klamek wyglądają jeszcze "biednie", ale wrażenie robią na bardzo plus!
Poniżej łazienka i sypialnie. Te niebieskie plastry to odboje mojej własnej produkcji. Drzwi na prawo, a raczej widoczna futryna, pokazuje jak krzywe są ściany. Trzeba będzie wszystko zaciągnąć akrylem. Po montażu drzwi korytarz zrobił się optycznie mniejszy, ale jakże elegancki. Ciągle zastanawiam się nad montażem koron na tymi drzwiami, bo chyba jednak nie będą tu pasować wizualnie.
A tu drzwi z przeszkleniem od wiatrołapu i drzwi do kotłowni. Nad tymi ze szkłem będzie korona plus listwy ozdobne wzdłuż ościeżnicy - montaż z obu stron.
A tu przejście-tunel do nieistniejącego jeszcze pomieszczenia gospodarczego. Tu nie będzie drzwi, a jedynie szmatka powieszona na drążku :) Matko, jak ja uwielbiam ten różowy kolor ścian!
Oczywiście nie obyło się bez komplikacji. Dwa skrzydła mają wadę - pękła farba w tych samych miejscach, a powyższy tunel ma odprysk. Reklamacja przyjęta i wymiana nastąpi na koniec maja. I brakuje jednej uszczelki, którą też doślą.
Wszystkie drzwi mają klucze lub zamknięcie łazienkowe. Owe klucze są jednak tak brzydkie, że muszę zrobić nowe, bo na te nie mogę po prostu patrzeć - wyglądają jak ze starego aluminium. Ponadto znowu okazało się, że nie ma co się spieszyć z decyzjami. Otóż miałam problem, a właściwie ciągle go mam, z wyborem klamek. Nie mogę się zdecydować, czy mają być srebrne czy stare złoto? W sumie planuję dodatki typu żyrandole w tym drugim kolorze, więc to będzie ładnie grało. Ale ja patrzę, a tu zawiasy są w srebrnym, aluminiowym kolorze. Takie brzydkie raczej. No i się zmartwiłam. Za kilka dni szperam w necie w poszukiwaniu klamek, patrzę, a tu można kupić nakładki na zawiasy w dowolnej wersji kolorystycznej. Jeśli więc rozmiary są regularne, to kupię takie nakładki, plus klamki, klucze i odboje w kolorze starego złota i będzie pięknie. Tak wyglądają te nakładki:
Jako że drzwi montowała nam ta sama ekipa, co panele, panowie zauważyli drobną wadę na jednym panelu i przy okazji wymieli jedną dechę, rozbierając uprzednio pół małego pokoju. Ale sami zauważyli tę wadę i sami zaoferowali się z wymianą.
A teraz ważna wiadomość: 2 maja jedziemy po meble kuchenne. Normalnie nie wierzę w to, jestem zszokowana wizją skręcania szafek w tak nieodległym terminie i aż spać nie mogłam z wrażenia, że TO JUŻ!
sobota, 30 kwietnia 2016
piątek, 15 kwietnia 2016
trochę relaksu
Po malarskim maratonie mamy chwilę odprężenia od prac na budowie. Owszem, są prace do wykonania, jak na przykład podłączenie i osadzenie włączników i kontaktów, ale to może jeszcze trochę poczekać. Mąż zagruntował tylko "pokoik" na poddaszu, gdzie okazało się, że coś nie tak wyszło z gładzią, bo odeszła w dwóch miejscach płatami i ekipa musi to poprawić. Ja natomiast wzięłam się za okna w salonie i kuchni, które od dnia zamontowania nie były w ogóle czyszczone. Zerwaliśmy folię zasłaniającą szyby, a mającą na sobie jeszcze pierwsze tynki i mordowałam się przez 3 godziny ze zdzieraniem folii z ramy okiennej (tej zamontowanej w ścianie), a która była pochlapana tynkami, gładzią i farbą, stąd mozolna i wnerwiająca praca. Ale efekt, jaki ukazał się mym oczom był oszałamiający! Białe ramy z mniej więcej czystymi szybami podkreśliły urodę salonu i aż oczy odpoczywały od patrzenia na przyrodę na dworze. Pokój zrobić się znacznie większy, a kolory ścian pojaśniały (trochę za jasny ten beż wybrałam do salonu). Chciałam zrobić zdjęcie tego niesamowitego efektu, ale nie oddało ono stanu faktycznego. Cóż, ponownie okna zasłoniliśmy folią, tym razem nową i czyściutką, i tak sobie poczekają do naszej przeprowadzki. Muszę jeszcze pozdzierać folię z pozostałych okien, ale tam ramy skrzydeł już wyczyściłam, zostały te osadzone w ścianie.
Pojechaliśmy też do sklepu rozliczyć się za panele ( w dniu ich montażu). I tu nie popisałam się moją inteligencją, bo na pytanie pana sprzedawcy, jakie chcemy listwy podłogowe, odpowiedziałam, że te tańsze, bo nie zapłacę 3 tysięcy za listeweczki. Na co pan się zdumiał, że to niecały tysiąc wyjdzie za listwy po 27 zł, bo to cena za sztukę jest, a nie za metr, a ja sobie liczyłam metry bieżące w tej cenie Po chwili oszołomienia ucieszył mnie ten fakt, bo zamówimy ładniejsze listwy, wyższe, szersze i zdobione.
Dziś obejrzeliśmy też nasze schody. Dopiero jest ich połowa, ale efekt już widać i oszołomiło nas, że one są takie szerokie, choć mają ledwo 80 cm szerokości. Mam nadzieję, że się zmieszczą w wiatrołapie, ale to już problem stolarza, czy dobrze pomierzył. Ogólnie schody są bardzo ładne, eleganckie i solidne. Być może już w przyszłym tygodniu je zamontują, na pewno w tym miesiącu.
I tylko nie mogę się już doczekać zakupu mebli kuchennych, aż przebieram nogami, ale u nas jak zwykle nigdy nic nie wiadomo i muszę uzbroić się w cierpliwość.
Pojechaliśmy też do sklepu rozliczyć się za panele ( w dniu ich montażu). I tu nie popisałam się moją inteligencją, bo na pytanie pana sprzedawcy, jakie chcemy listwy podłogowe, odpowiedziałam, że te tańsze, bo nie zapłacę 3 tysięcy za listeweczki. Na co pan się zdumiał, że to niecały tysiąc wyjdzie za listwy po 27 zł, bo to cena za sztukę jest, a nie za metr, a ja sobie liczyłam metry bieżące w tej cenie Po chwili oszołomienia ucieszył mnie ten fakt, bo zamówimy ładniejsze listwy, wyższe, szersze i zdobione.
Dziś obejrzeliśmy też nasze schody. Dopiero jest ich połowa, ale efekt już widać i oszołomiło nas, że one są takie szerokie, choć mają ledwo 80 cm szerokości. Mam nadzieję, że się zmieszczą w wiatrołapie, ale to już problem stolarza, czy dobrze pomierzył. Ogólnie schody są bardzo ładne, eleganckie i solidne. Być może już w przyszłym tygodniu je zamontują, na pewno w tym miesiącu.
I tylko nie mogę się już doczekać zakupu mebli kuchennych, aż przebieram nogami, ale u nas jak zwykle nigdy nic nie wiadomo i muszę uzbroić się w cierpliwość.
wtorek, 12 kwietnia 2016
są panele - budowa skończona
I tak nastał dzień, w którym mogłam sobie spokojnie pospacerować po podłodze w skarpetkach. Koniec babraniny, brudu i pyłu. Mamy panele, a więc można śmiało stwierdzić, że budowa skończona i mamy dom gotowy do mieszkania. Farba na ścianach jest już obecna w każdym pomieszczeniu.
To był trudny czas, byliśmy kompletnie wyczerpani malowaniem. I tu kilka uwag odnośnie malowania. Nigdy więcej malowania farbą Dulux. Malowałam nią 2 pokoje i korytarz i wydawała się ok, choć trudno się rozprowadzała. Efekt był jednak zadowalający. Do czasu, aż otworzyłam brzoskwiniową Beckers i aż oniemiałam z zachwytu! Farba rozprowadzała się jak marzenie, wałkiem malowałam jakbym wycierała kurze - lekko i wydajnie. Piękne pokrycie i kolor sam w sobie. Mały minus za lekki smrodek, od którego trochę mnie mdliło. No i jeszcze zmartwiliśmy się na koniec, gdy oderwaliśmy taśmę malarską - farba odeszła miejscami niczym folia, takimi elastycznymi płatkami. Nie wiem, czy to wina farby, czy podłoża, ale nie zmieniłam mimo to mojej entuzjastycznej opinii o tym produkcie. Obiecałam sobie solennie, że następne malowanie (za kilka lat) będzie tylko i wyłącznie tą farbą. Gdybym zaczęła malować od tej farby, oddałabym wszystkie Duluxy do sklepu. Beckers mimo, że droższy, jest cenowo taki sam, bo jest wydajniejszy. Na koniec zostawiłam sobie malowanie łazienki. Na niebiesko. Przecudowny kolor farby Magnat okazał się strzałem w 10! Na początku trudno było mi malować dużym wałkiem, bo farba jest dość gęsta i musiałam użyć takiego małego około 12 cm, wtedy malowanie było przyjemnością. Co prawda musiałam się nieźle nagimnastykować w tej łazience, bo tam ciasno, jest wanna, kabina i drabinę ciężko było ustawić, ale dzięki mojej rozciągliwości dałam radę. Efekt jest niesamowity. Cudowne pokrycie i łatwo odklejała się taśma. Jestem absolutnie zadowolona z łazienki.
Odnośnie paneli to mam wrażenie, że mieszkam w jakimś dworku. Podłoga wygląda na droższą niż jest, choć efekt psują wystające z dyletacji folie. Jesteśmy bardzo zadowoleni z wyboru i szczęśliwi, że to już za nami. Ekipa położyła panele dziś w 5 godzin w 5 osób. Jest folia żółta (ochrona przed wilgocią) i niebieski podkład około 2 mm. Deski położyliśmy w nieregularny wzór, bo nie cierpię paneli w powtarzających się sekwencjach, czym zdumiałam ekipę. Ale cóż, klient nasz pan :) No i będą progi w pokojach i jeden w korytarzu.
I tak mamy piękną podłogę i piękne ściany. Będzie trzeba jednak znów sięgnąć po wałek, by zrobić poprawki po zerwanej taśmie malarskie, poza tym ekipa trochę pobrudziła ściany w kilku miejscach. Pękła nam też ściana między wiatrołapem a salonem i to poważnie, bo na wylot. Od walenia młotkami pękło bardziej i teraz mam nadzieję, że ta ściana nam nie runie. Musimy tez pomalować na biało ściany dookoła okien. No i został do ogarnięcia wiatrołap, czyli listwy sufitowe, malowanie, listwy podłogowe, ale to dopiero po montażu schodów (nie wiem kiedy). Teraz chcemy sobie odpocząć, bo padamy na twarz. A 21 kwietnia montujemy drzwi i będzie wtedy bajecznie!
Jak tak patrzę na to wszystko, to widzę, jaką długą drogę przeszliśmy, i że warto było.
To był trudny czas, byliśmy kompletnie wyczerpani malowaniem. I tu kilka uwag odnośnie malowania. Nigdy więcej malowania farbą Dulux. Malowałam nią 2 pokoje i korytarz i wydawała się ok, choć trudno się rozprowadzała. Efekt był jednak zadowalający. Do czasu, aż otworzyłam brzoskwiniową Beckers i aż oniemiałam z zachwytu! Farba rozprowadzała się jak marzenie, wałkiem malowałam jakbym wycierała kurze - lekko i wydajnie. Piękne pokrycie i kolor sam w sobie. Mały minus za lekki smrodek, od którego trochę mnie mdliło. No i jeszcze zmartwiliśmy się na koniec, gdy oderwaliśmy taśmę malarską - farba odeszła miejscami niczym folia, takimi elastycznymi płatkami. Nie wiem, czy to wina farby, czy podłoża, ale nie zmieniłam mimo to mojej entuzjastycznej opinii o tym produkcie. Obiecałam sobie solennie, że następne malowanie (za kilka lat) będzie tylko i wyłącznie tą farbą. Gdybym zaczęła malować od tej farby, oddałabym wszystkie Duluxy do sklepu. Beckers mimo, że droższy, jest cenowo taki sam, bo jest wydajniejszy. Na koniec zostawiłam sobie malowanie łazienki. Na niebiesko. Przecudowny kolor farby Magnat okazał się strzałem w 10! Na początku trudno było mi malować dużym wałkiem, bo farba jest dość gęsta i musiałam użyć takiego małego około 12 cm, wtedy malowanie było przyjemnością. Co prawda musiałam się nieźle nagimnastykować w tej łazience, bo tam ciasno, jest wanna, kabina i drabinę ciężko było ustawić, ale dzięki mojej rozciągliwości dałam radę. Efekt jest niesamowity. Cudowne pokrycie i łatwo odklejała się taśma. Jestem absolutnie zadowolona z łazienki.
Odnośnie paneli to mam wrażenie, że mieszkam w jakimś dworku. Podłoga wygląda na droższą niż jest, choć efekt psują wystające z dyletacji folie. Jesteśmy bardzo zadowoleni z wyboru i szczęśliwi, że to już za nami. Ekipa położyła panele dziś w 5 godzin w 5 osób. Jest folia żółta (ochrona przed wilgocią) i niebieski podkład około 2 mm. Deski położyliśmy w nieregularny wzór, bo nie cierpię paneli w powtarzających się sekwencjach, czym zdumiałam ekipę. Ale cóż, klient nasz pan :) No i będą progi w pokojach i jeden w korytarzu.
I tak mamy piękną podłogę i piękne ściany. Będzie trzeba jednak znów sięgnąć po wałek, by zrobić poprawki po zerwanej taśmie malarskie, poza tym ekipa trochę pobrudziła ściany w kilku miejscach. Pękła nam też ściana między wiatrołapem a salonem i to poważnie, bo na wylot. Od walenia młotkami pękło bardziej i teraz mam nadzieję, że ta ściana nam nie runie. Musimy tez pomalować na biało ściany dookoła okien. No i został do ogarnięcia wiatrołap, czyli listwy sufitowe, malowanie, listwy podłogowe, ale to dopiero po montażu schodów (nie wiem kiedy). Teraz chcemy sobie odpocząć, bo padamy na twarz. A 21 kwietnia montujemy drzwi i będzie wtedy bajecznie!
Jak tak patrzę na to wszystko, to widzę, jaką długą drogę przeszliśmy, i że warto było.
czwartek, 7 kwietnia 2016
dalej malujemy
Dziś miałam mały kryzys. To ciągłe machanie wałkiem już rzuca mi się na mózg i w oczach mi się mieni. Bolą mnie stawy palców oraz łupie w kręgosłupie. Mam zrujnowany manicure i zdobyłam siniaki na kości piszczelowej od opierania się o drabinę. I aż się dziwię, że jeszcze nie śniło mi się to całe malowanie. Jak tylko skończymy, to z chęcią nie spojrzę na wałek przez kilka lat :D Ale niewątpliwie satysfakcja jest.
Ogólnie idziemy jak burza. Tempo iście szatańskie, żadnych tam pitu-patu, tylko robota. Skończona jest kuchnia i gabinet. Jutro skończę pokój środkowy i przedpokoje, znaczy się położę drugą warstwę. Nie mam jeszcze farby brzoskwiniowej do sypialni, bo nie było w sklepie, muszę więc podjechać do innego. Zabrakło mi koloru do pokoju środkowego. Ten kolor udał mi się wyjątkowo (Rajska Plaża, Dulux), taki kremowy, wygląda przepięknie. Taki odcień jest bardzo powszechny w UK, więc nie mogłam trafić lepiej, choć nie myślałam, że aż tak superowy będzie.
Wczoraj przyjechali ze sklepu zrobić dokładny pomiar paneli. Zmartwiliśmy się, bo panowie kategorycznie odradzili nam robienia podłogi bez progów, bo jest więcej niż pewne, że nam się panele rozejdą na środku. O gwarancji nie ma wtedy mowy, żaden producent nam tego nie uzna. Chodzi o szerokość, na jaką są kładzione panele, ma to być do 8 m czy jakoś tak, a u nas jest prawie 10 m. Wiadomo, że wszystko jest dobrze, dopóki jest dobrze, ale jak coś się zepsuje, to nie uśmiecha mi się rozwalanie podłogi. Będą więc progi :(
Ogólnie idziemy jak burza. Tempo iście szatańskie, żadnych tam pitu-patu, tylko robota. Skończona jest kuchnia i gabinet. Jutro skończę pokój środkowy i przedpokoje, znaczy się położę drugą warstwę. Nie mam jeszcze farby brzoskwiniowej do sypialni, bo nie było w sklepie, muszę więc podjechać do innego. Zabrakło mi koloru do pokoju środkowego. Ten kolor udał mi się wyjątkowo (Rajska Plaża, Dulux), taki kremowy, wygląda przepięknie. Taki odcień jest bardzo powszechny w UK, więc nie mogłam trafić lepiej, choć nie myślałam, że aż tak superowy będzie.
Wczoraj przyjechali ze sklepu zrobić dokładny pomiar paneli. Zmartwiliśmy się, bo panowie kategorycznie odradzili nam robienia podłogi bez progów, bo jest więcej niż pewne, że nam się panele rozejdą na środku. O gwarancji nie ma wtedy mowy, żaden producent nam tego nie uzna. Chodzi o szerokość, na jaką są kładzione panele, ma to być do 8 m czy jakoś tak, a u nas jest prawie 10 m. Wiadomo, że wszystko jest dobrze, dopóki jest dobrze, ale jak coś się zepsuje, to nie uśmiecha mi się rozwalanie podłogi. Będą więc progi :(
wtorek, 5 kwietnia 2016
malujemy
Aaaaachhhh, jaką mam piękną, różową kuchnię!!!
Jestem absolutnie zachwycona tym różowym kolorem, choć kojarzy mi się trochę z majtkami z PRL. Aż dech mi zaparło, gdy zobaczyłam efekt po wyschnięciu farby. No dobra, będę szczera: płakać mi się chciało ze wzruszenia :D Kolor jest piękny nawet po jednej warstwie i to ja osobiście malowałam, więc normalnie pękam z dumy. Jutro położę drugą warstwę. I co najważniejsze, mężowi kolor też się bardzo podoba. Ta kuchnia jest dla mnie wyjątkowym przedsięwzięciem, bo od początku budowy (prawie 4 lata temu) wiem dokładnie jak ma wyglądać i nie zmieniłam nic przez ten czas. Patrzeć teraz i widzieć, jak pomysły są realizowane i na dodatek są trafione - to wielka przyjemność i satysfakcja.
Lecimy z malowaniem w tempie ekspresowym. Mąż wywalczył kilka dni wolnego, więc nasz plan, aby do końca tygodnia skończyć, staje się realny. Jutro kładziemy drugą warstwę na sufitach i już kolory pójdą. Jesteśmy zmęczeni, ale nieugięci. A w ogóle to ja pierwszy raz w życiu maluję ściany.
Ten pośpiech jest stąd, że dokładnie za tydzień, 12 kwietnia, mają nam położyć panele!!! Co prawda nie zamontują nam listw i drzwi, ale to nas tak przypiliło i reszta dekoracji będzie ciutkę później.
W przerwach między malowaniem siadamy na słońcu celem skonsumowania jakiegoś posiłku. Jest to zazwyczaj zestaw: gorący kubek (ja lubię serową, a mąż pomidorową, aczkolwiek na co dzień ich nie jadam w ogóle) i świeżutkie bułki z jednej piekarni. Na świeżym powietrzu nawet takie coś super smakuje :)
Jestem absolutnie zachwycona tym różowym kolorem, choć kojarzy mi się trochę z majtkami z PRL. Aż dech mi zaparło, gdy zobaczyłam efekt po wyschnięciu farby. No dobra, będę szczera: płakać mi się chciało ze wzruszenia :D Kolor jest piękny nawet po jednej warstwie i to ja osobiście malowałam, więc normalnie pękam z dumy. Jutro położę drugą warstwę. I co najważniejsze, mężowi kolor też się bardzo podoba. Ta kuchnia jest dla mnie wyjątkowym przedsięwzięciem, bo od początku budowy (prawie 4 lata temu) wiem dokładnie jak ma wyglądać i nie zmieniłam nic przez ten czas. Patrzeć teraz i widzieć, jak pomysły są realizowane i na dodatek są trafione - to wielka przyjemność i satysfakcja.
Lecimy z malowaniem w tempie ekspresowym. Mąż wywalczył kilka dni wolnego, więc nasz plan, aby do końca tygodnia skończyć, staje się realny. Jutro kładziemy drugą warstwę na sufitach i już kolory pójdą. Jesteśmy zmęczeni, ale nieugięci. A w ogóle to ja pierwszy raz w życiu maluję ściany.
Ten pośpiech jest stąd, że dokładnie za tydzień, 12 kwietnia, mają nam położyć panele!!! Co prawda nie zamontują nam listw i drzwi, ale to nas tak przypiliło i reszta dekoracji będzie ciutkę później.
W przerwach między malowaniem siadamy na słońcu celem skonsumowania jakiegoś posiłku. Jest to zazwyczaj zestaw: gorący kubek (ja lubię serową, a mąż pomidorową, aczkolwiek na co dzień ich nie jadam w ogóle) i świeżutkie bułki z jednej piekarni. Na świeżym powietrzu nawet takie coś super smakuje :)
niedziela, 3 kwietnia 2016
listwy pomalowane
Po weekendzie prace wyglądają następująco: pomalowane są wszystkie listwy sufitowe oraz sufit w kuchni i dużej łazience. Zdjęć nie ma, bo białego nie będzie widać, ale na żywo efekt jest. Osobiście malowałam listwy, co było czynnością niezwykle relaksującą i satysfakcjonującą, w przeciwieństwie do klejenia ich. Najgorsze prace za nami, teraz malowanie sufitów i ścian - do końca nadchodzącego tygodnia mamy zamiar to zrobić. Zamówiłam sobie też dodatkowe próbki farb, bo były w promocji po 1 zł i jutro powinnam je mieć, więc popróbuję jeszcze kilka kolorków na ścianach.
W weekend pogoda była bajeczna i w przerwach siedzieliśmy sobie na słonku słuchając śpiewu ptaszków. Widzieliśmy nawet dwa zające kilkanaście metrów od nas. Były ogromne i chyba z metrowymi nogami. Jak biegły wyglądały jak sarny :) Nie mogę się doczekać, jak codziennie będę mogła oglądać takie widoki.
W weekend pogoda była bajeczna i w przerwach siedzieliśmy sobie na słonku słuchając śpiewu ptaszków. Widzieliśmy nawet dwa zające kilkanaście metrów od nas. Były ogromne i chyba z metrowymi nogami. Jak biegły wyglądały jak sarny :) Nie mogę się doczekać, jak codziennie będę mogła oglądać takie widoki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)