MIESZKAMY W NASZYM DOMU!!!!!!!!
I tak oto mamy 3 dzień
mieszkania w naszym domu. Po koszmarnej przeprowadzce (upał, stres, wysiłek)
nastał czas spokoju i trzeźwego spojrzenia na sprawę. Szał przeprowadzkowy
bardzo mocno nadwyrężył mój stan psychiczny i fizyczny, ale sytuacja jest już opanowana.
Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę się przeprowadzać, a jak już, to wezmę
tylko torebkę i mała walizeczkę, a resztę zostawię. Albo wynajmę ekipę, by mi
spakowała wszystko od łyżki po sofę.
Pierwszego wieczora
zjedliśmy na kolację pierogi ruskie elegancko przy stole w salonie i czułam się
jak w restauracji, a potem wypiliśmy szampana na ganku i stłukliśmy kieliszki
na szczęście (zawiązane w reklamówce, by szkło się nie rozprysło).
W domu czujemy się jeszcze
nieswojo. Ja mam wrażenie, że wyjechałam gdzieś na urlop i jestem w wynajętym
domku. Chodzimy po chałupie robiąc kilometry w poszukiwaniu różnych rzeczy,
które nie wiadomo gdzie są, np. dwa dni szukaliśmy worka z gaciami i skarpetami
męża, który leżał pod stertą innych worków kompletnie niezauważony.
Panna Kota o mało nie padła
ze stresu. To był dla niej kompletny szok i dosłownie dygotała ze strachu, nie
jadła, prawie nie piła. Szczęśliwie stan ten trwał 24 godziny i po tym czasie
zaczęła zwiedzać dom z wielką ostrożnością. Po dwóch dniach śmiało chodziła
wszędzie. Teraz już spaceruje względnie bez stresu, ociera się o rogi ścian i
inne przedmioty, leży sobie na środku pokoju, ale jeszcze nie biega galopem i
nie bawi się.
Ogarnęłam już sobie kuchnię
i salon (powynosiliśmy kartony na strych). Nie mam jeszcze podłączonych zlewów
w kuchni i niebieskiej łazience oraz pralki i zmywarki, ale jutro przyjdzie
hydraulik. Co za szczęście, że mam zlew w kotłowni, więc nie ma problemu ze
zmywaniem. Ugotowałam też pierwszy obiad na indukcji i jestem w niej zakochana.
Kot wskoczył sobie na nią rano i oczywiście ją włączył, musiałam więc ustawić
blokadę włączenia. Cały czas trzymam instrukcję użycia obok, bo ciągle
zapominam tych wszystkich funkcji.
Ogólnie zdziwiona jestem,
jak mocno zareagowałam stresem na przeprowadzkę. Mieszkanie, w którym
mieszkaliśmy 7 lat zostawiło jednak jakiś sentyment, choć niespecjalnie lubiłam
tam mieszkać. Tu mamy nowe otoczenie, niby lepiej, ale jednak trzeba się
przyzwyczajać. Dodatkowo strasznie dziś przeżyłam sytuację, gdy śliczny ptaszek
z ogromną siłą uderzył w okno tarasowe, aż piórka zostały na szybie. Oczywiście
padł martwy. Aż mi łzy poleciały. Muszę jakoś oznaczyć te okna, bo dopóki nie
zrobimy zadaszenia tarasu na pewno takie sytuacje się powtórzą, a ja tego nie przeżyję.