Pomalutku płytek przybywa. Nie myślałam, że będzie to tak żmudny proces, ale po pierwsze nasz fachowiec jest bardzo dokładny i bardzo mu zależy, żeby było ładnie, a po drugie płytki są krzywe. Jednak. Kupiliśmy je w trzech rodzajach, znaczy z trzema różnymi symbolami i właśnie te inne nazwy oznaczają różnicę w rozmiarze, a nie, jak myśleliśmy, w odcieniu. Tak więc płytkarz naprawdę się z nimi gimnastykuje, aż mi go szkoda trochę.
Te różne paczki wzięły się stąd, że jak pojechaliśmy kupić płytki, to wzięliśmy najpierw 8 opakowań, bo więcej nasz samochód by nie udźwignął (1 paczka to 30 kg). Gdy wróciliśmy po dwóch godzinach po następnych 8 paczek, dołożono nowe partie i tamtych symboli już nie było. Wzięliśmy więc drugą partię. No a po kilku tygodniach przypomnieliśmy sobie, że nie kupiliśmy płytek na podłogę i te są też już inne.
A w ogóle to zapomnieliśmy kompletnie kupić fugę i fachowiec sam skoczy ją dokupić na pobliskim składzie. Na swoją obronę dodam, że tak zapominamy o tych zakupach płytkowych, bo pierwszy raz w życiu płytkujemy cokolwiek, a i kotłownię traktujemy po macoszemu.
Poniżej stan na dzień dzisiejszy. Zdjęcia z komórki.
W ogóle to te płytki wyszły o wiele ciemniejsze na ścianie niż w paczce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz