Oczywiście nie wszystko przyszło do piątku. Przyjechała kabina z cudownie piękną baterią do wucetu - jestem zadowolona z zakupu. Nie przyszła natomiast deszczownica i bateria wannowa, przez co o mało nie dokonałam mordu (tylko, że nie było nikogo pod ręką). Potwierdziła się moja niechęć do allegro, bo tam właśnie zgubiono moją wpłatę, gdyż sprzedawca ma błąd w ustawieniach. Krew mnie zalała z miejsca, gdy zobaczyłam maila z info o braku płatności, bo tak bardzo zależało mi na dostawie w piątek, a tu klops. Zadzwoniłam tam i powiedziałam co o nich myślę, ale co z tego, skoro towar będzie w poniedziałek. Machnęłam ręką, wzięłam kilka wdechów, napiłam się wina i poddałam się fali. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Na osłodę mam moje łazienki. Jest już nawet podłączony kibelek!!! Trzeba jeszcze zamontować drzwi do wyczystki oraz przycisk spłuczki (jeszcze nie kupiony). Sedes jest wygodny, na odpowiedniej wysokości, z wolno opadająca deską jedną i drugą. Można sikać.
W kuchni jeszcze trochę prac. Chyba zrobimy nowy otwór wentylacyjny dokładnie nad okapem. Teraz są dziury w rogu kuchni i trzeba prowadzić kilometry rur okapowych, a tak byłoby prosto. Oczywiście wszystko zrobione jest zgodnie z projektem i jakoś wtedy, podczas budowy, nie zaskoczyłam, że to nie będzie dobrze.
To gres półpolerowany, z niewielkim połyskiem, tak zwane lappato. Każda płytka jest inna. Fuga do tego w kolorze orzecha, a przynajmniej taka jest jego nazwa. Płytki wymagają impregnatu.
Jak sobie pomyślę, że do następnego weekendu wszystkie płytki będą położone w całym domu, to aż skakać mi się chcę z radości. A może nie powinnam się cieszyć na zapas?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz