a) w dużej łazience są mokre ściany, gdyż je prostowali i będą schły do środy,
b) nie ma jeszcze płytek do wiatrołapu (będą w środę najwcześniej),
c) kuchnia zajmie im ledwo chwilę
i w związku z tym oni nie wrócą raczej do nas w przyszłym tygodniu, bo nie będą robić tyle kilometrów, by położyć same fugi. Mamy skompletować wszystko w najbliższych dniach i jak wrócą to pójdzie wszystko bez przestojów.
Szlag mnie trafił z miejsca. Problem, jaki z nim mamy jest taki, że on nie myśli na przód choćby jeden dzień i zajmuje się chwilą obecną. Nie powie więc, że kilka dni będzie przestoju przez ściany i może coś innego wymyślić, tylko po fakcie oznajmia, że jest problem. Ech, po co ja właściwie to piszę. Szkoda nerwów. Tydzień w tą, czy w tamtą teraz nie ma znaczenia. Ale wkurzeni jesteśmy na maksa i bardzo już chcemy, żeby oni już skończyli i sobie poszli, i żeby z nimi nie gadać. Jedyny plus to wykonawstwo. Jest bardzo ładnie:
W dużej łazience widać nową warstwę zaprawy niwelującą krzywizny. I tak, wszystkie ściany są tu krzywe.
Dziś również wpadli na działkę panowie od elewacji i zamontowali nam rynny. Tym samym prace na zewnątrz zostały w tym roku zakończone.
Jaja jak berety są z tym cytrynowym kolorem elewacji. Jest on naprawdę kontrowersyjny, bo dzwonią do nas znajomi i rodzina i pytają ze zdziwieniem, czy ten kolor to stałe. Mnie to śmieszy, ale mąż się wkurza, że taki obciach. E tam, przynajmniej jest optymistycznie w taką pogodę, bo dom jaśnieje niczym słońce wśród mgieł.
A od poniedziałku wchodzą panowie, którzy robili nam gładzie i zaczną ocieplać poddasze. Wcale nas to nie uradowało, bo termin nam koliduje z pracą męża, ale co robić. Z nimi przynajmniej nie będzie takich problemów komunikacyjnych, jak z płytkarzami i w ogóle są sympatyczni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz