Wiedziałam, że na etapie wykończeniówki jest ciężko, ale nie myślałam, że aż tak nerwowo będzie.
Z dobrych wiadomości:
- płytkarze wrócili do nas w tym tygodniu i wucecik jest już prawie cały zafugowany i ponoć wygląda ślicznie, ale ja jeszcze tego widziałam,
- na poddaszu pomału dzieje się, ale też jeszcze nic nie widziałam,
- kupiłam kabinę prysznicową i baterię umywalkową do wucetu. Takie:
I to by było na tyle dobrych wieści.
Teraz te złe:
- na dziś płytkarz chciał mieć płytki do wiatrołapu i dziś właśnie miały być do odbioru. Czekam na nie od prawie dwóch tygodni. Dzwonię do sklepu, a tam pan poinformował mnie, że przyszło wszystko OPRÓCZ moich płytek. No to zostałam bez płytek. Siadam do netu, aby zamówić je gdzieś online z nadzieją, że wyślą dziś i akurat będą w czwartek, ale w czterech kolejnych sklepach nikt nie odebrał telefonu, a w dwóch kolejnych powiedzieli, że nie ma szans na dzisiejszą wysyłkę. Tak więc najwcześniej dostawa będzie w piątek. Płytkarz to się chyba obrazi na mnie, ale trudno, ja tyle czekałam na niego, niech on teraz poczeka i jego terminy mnie teraz nie obchodzą.
- płytkarz oznajmił mi dziś, że on żąda natychmiastowego stawiennictwa hydraulika, który robił odpływ prysznicowy, bo trzeba go przesunąć, gdyż jest źle osadzony. Hydraulik przyjedzie dopiero jutro rano - tak, w święto - więc płytkarz znowu ma obsuwę z robotą.
No, i tak to jest, że jak potrzeba, to nic nie można załatwić, a jak był czas na wszystko, to nie było potrzeby, by coś załatwiać. Z nerwów usiadłam więc do niniejszego pisania, aby się zrelaksować trochę, a wieczorem to jakieś białe winko wychylę chyba.
To jeszcze pokaże moją cytrynę w słońcu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz