13.06.2012
Nadeszła wiekopomna chwila. Na działce
powstał pierwszy owoc pracy mężowskich rąk. Mamy podjazd, znaczy tak z
grubsza jest, bo jeszcze trzeba go trochę utwardzić. Ale jest! Mąż dumny
jak paw i szczęśliwy, że "tymi ręcoma" powstało to dzieło. W sumie
prace trwały 2 i pół dnia. Najpierw małżonek pojechał tylko kupić kręgi,
a tu pan mówi, że da radę podrzucić je za pół godzinki (bo to blisko
naszej działki). No i zrzucili je raz dwa. Na drugi dzień pojechała
Brygada RR, czyli Rodzina Razem, w osobach mąż i Teść (mój teść znaczy)
oraz szwagier. Było pogłębianie rowu, układanie kręgów i ich łączenie
cementem.
Na zdjęciu Teść oraz imponujący nówka szpadel:
Trzeciego dnia mąż pojechał już sam
zrzucać gruz i piach na tę piękną betonową rurę. Umęczył się, ale
szuflował z uśmiechem. Na marginesie dodam, że tak pracował, aż mu się
buty rozleciały i wrócił do domu z klapiącymi podeszwami.
Poniżej efekt jego pracy:
Na sam koniec małżonek przetestował
podjazd i najechał delikatnie na niego. Wytrzymał, aczkolwiek piach się
ubił bardziej, dlatego za kilka dni weźmiemy taką ubijaczkę do ziemi i
utwardzimy podjazd, coby nam się nie rozsypał na boki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz