środa, 6 maja 2015

zgrzyt


Wkurzyliśmy się.
Jeszcze przed tynkami spotkaliśmy się z hydraulikiem celem wstępnego omówienia zakresu prac. Hydraulik powiedział, że on chce mieć położone płytki ZANIM wejdzie na budowę. Hm, dziwiliśmy się, no ale skoro tak chciał to czemu nie. W sumie każdy mówił, że logiczne, bo jak położyć płytki, gdy będą rurki na ścianach. Ok. Spotkaliśmy się z płytkarzem, który zdziwił się tylko trochę kolejnością prac, ale przecież klient nasz pan. No więc uzgodniliśmy z nim, że wejdzie za jakieś 2 tygodnie. Zakupiliśmy płytki w ilości 26mk2 w 16-stu paczkach, z czego każda waży 27kg. Mąż aż się zasapał przy przenoszeniu tego ciężaru. Wzięliśmy najzwyklejszy, najtańszy gres techniczny po 12,49 zł/mk2 w pierwszym gatunku, kolor szary. 



Zadzwoniliśmy jeszcze raz do hydraulika, bo może będzie chciał sobie coś tam wyprowadzić i okazało się, że on nie może mieć teraz płytek wcale, a płytki dopiero po wylewkach się kładzie się, a przed montażem pieca. Kurde, pytaliśmy się go tyle razy, dziwiąc się, a to  on nam źle tłumaczył, albo my jacyś niekumaci jesteśmy. W sumie nic się nie stało, bo płytki stoją sobie grzecznie w korytarzu, a płytkarz nie był dogadany na konkretny termin, ale jesteśmy źli, bo niepotrzebnie zagracają nam dom, te płytki znaczy. I sprawa wygląda tak, że hydraulik (na marginesie dodam, że bardzo miły i wesoły, a co najważniejsze fachowy człowiek) wchodzi za 2 tygodnie, albo ciut wcześniej. Omówiliśmy wszystkie szczegóły i wszystko jest pięknie, gdyby nie to, że zawadzają te składowane płytki, z którymi nie ma co zrobić. Na poddasze ich nie wrzucimy, bo tam też pójdą wylewki, a wywieźć nie ma jak i gdzie. A na dokładkę mój mąż musiał wyjechać i ja jestem teraz kierownikiem budowy, czyli wszystko na mojej głowie. Może mąż zdąży wrócić i coś się wymyśli, bo jak nie, to chyba te płytki wystawię na ganek, a złodzieje mi je ukradną na drugi dzień i tyle z tego będzie.

Przejdźmy do konkretów.
Hydraulik we własnym zakresie zakupi materiały, wyceniając całość na ok. 10 tysięcy plus około 5 tysięcy robocizny. Zakupi nam też styropian, choć to nie w jego gestii, ale że męża teraz nie ma, to zgodził się na to w drodze wyjątku. Przy okazji ustalania szczegółów wyszło kilka baboli w naszym domu, z czego my, jako laicy, nie zdawaliśmy sobie sprawy. I tak do braku wlotu powietrza do kominka (czyli musimy teraz ciąć chudziak, aby umieścić tam rurę, ale o tym wiemy od dawna) dołączył brak komina wentylacyjnego do szamba. Znaczy brak tej rury na dachu, co ma wchodzić w kanalizę i zapewnić obieg powietrza, aby szambo nam nie bekało w domu. Hydraulik na szczęście znalazł na to miejsce przy kominie od pieca i tam jakoś puści brakującą rurkę, tak więc nie trzeba robić otworu w dachu. Ale trzeba kuć podłogę w kotłowni, aby zrobić odgałęzienie kanalizy.

Poza tym trzeba trochę poprzesuwać odpływy w łazience dużej, bo obecne umiejscowienie nie pasuje kompletnie pod wybrane przez nas wannę, sedes i brodzik z odpływem liniowym. Czyli tez trzeba kuć podłogę. Teraz dochodzimy do wniosku, że murarze odstawili nam trochę lipę.


Reasumując, hydraulik wchodzi na budowę w okolicach 20 maja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz