poniedziałek, 28 stycznia 2013

wizualizacja zmian

Czas pokazać zmiany, jakie nanieśliśmy w domu. Generalnie chodzi o to, że zdecydowaliśmy się na drugą łazienkę z prysznicem, zamiast tylko wc. Zmiana główna polega zaś na tym, że została ona przeniesiona z prawej strony na lewą. Zobaczmy jak to wyglądało pierwotnie na projekcie:



Na powyższym planie wc jest właśnie po prawej stronie zaraz przy kotłowni. Nowa łazienka została przeniesiona na lewo w miejsce planowanej garderoby (dorysowane na czerwono pomieszczenie przy kominku). Zmiana stron podyktowana była tym, że w oryginalnym miejscu małego wc jest za ciasno na prysznic i trzeba byłoby zmniejszyć kotłownię, a problem polega na tym ,że trzeba ją właśnie powiększyć, bo mi się piec nie zmieści. Tak więc teraz pytanie brzmi, czy uda nam się zrobić garderobę, czy też zlikwidować ją kosztem dużej kotłowni. Przyjmując jednak, że będzie garderoba, mój domek wyglądałby tak jak poniższym obrazku. Twórczość własna w miarę oddająca zamysł ustawienia mebli oraz kolorów. Tak mniej więcej.

Widok od wejścia, czyli od ulicy:



Widok od ogrodu, czyli tarasu:


Mnie się bardzo podoba ten układ i mam nadzieję, że na żywo też będzie fajnie i nie trzeba będzie przestawiać ścian.

niedziela, 27 stycznia 2013

...na całej połaci śnieg...

Pojechaliśmy na wieś poszukać wiosny, niestety nic jej jeszcze nie zapowiada. Zima w pełni, śnieg prawie po kolana i minus 12 stopni, aż palce grabiały robiąc zdjęcia. Ale za to jak pięknie! Dobra, przyznam się, że już nie możemy się doczekać, aby przyszła odwilż i zacząć wreszcie budowę na poważnie.


Gdy za oknem trzaskający mróz, nie ma to jak domowe zacisze i cudowne zapachy unoszące się z kuchni, a dokładnie z piekarnika. Jabłuszka z cynamonem w drożdżowych becikach. Mniam!


poniedziałek, 7 stycznia 2013

idą święta

06.12.2012

A tymczasem święta już za rogiem. Znaczy na parapecie.  

 

koniec sezonu budowlanego 2012

05.12.2012

Przyszedł czas na zakończenie prac budowlanych w tym roku. 24 listopada ekipa budowlana wkroczyła na działkę i z werwą wzięli się za wylewnie chudziaka. Znaczy najpierw elegancko koparka rozprowadziła piasek po "podłodze" i uporządkowała teren wokół, a potem grucha wylała beton na moją pierwszą posadzkę. Wyszło pięknie!








 W tym roku wydaliśmy na budowę 22.716 zł, wliczając zakup projektu, opłaty, materiały budowlane i robociznę. Teraz mam czas na dokształcenie się w kierunku budowlanym i projektowanie, projektowanie i jeszcze raz projektowanie.

ślamazarnie, ale idzie

20.11.2012

Wlecze się nam ta budowa, oj wlecze :( Wykonawca zajęty, więc u nas przestój, ale i pogoda płatała figle. No ale zawsze coś tam się zrobi. I tak 10 listopada nasz domek urósł sobie o 4 warstwy bloczków fundamentowych. Wreszcie widać trochę naszą inwestycję. I sama już nie wiem, czy dom jest mały, czy duży.







 Podczas budowy ścian wyszła pewna kwestia, dotąd niezauważona przez nikogo. Okazało się, że fundament pod komin od kotłowni był nie z tej strony zrobiony. Zamiast w wc był w pokoju, do którego w zasadzie by się nie weszło, bo tarasowałby przejście. Majster zauważył błąd dopiero teraz i spróbował zaradzić temu. 


Po zaschnięciu zaprawy, kilka dni później, pomalowano ścianki masą bitumiczną, celem izolacji przeciwwilgociowej. Jeszcze później na działkę wjechał ciężki sprzęt pod postacią koparko-spycharki i rozdyźdał hałdy humusu dookoła domu, aby zrobić miejsce na piasek do zasypania fundamentów. Pamiętni problemów z gruchą z betonem, która połamała nam jeden betonowy krąg w podjeździe, zrobiliśmy nawet drugi mini-wjazd na naszą działkę od strony niezabudowanej sąsiedniej działki (oczywiście za zgodą jej właściciela) i wielka ciężarówka z piachem przywiozła 60 ton plaży. Ale to i tak za mało, bo trzeba domówić jeszcze drugie 60 ton.

Żeby nie było tak pięknie, to pan od koparki uszkodził nam 6 bloczków fundamentowych i trzeba je usunąć i na nowo wymurować ściankę :/

W najbliższy weekend wykonawca obiecał piach ubić i zalać chudziak. I to byłby koniec prac budowlanych w tym sezonie.

ściągamy humus

25.10.2012

Po odczekaniu tygodniu na zawiązanie się betonu, można było przystąpić do ściągania humusu. Mąż obleciał okoliczne firmy i wynajął koparkę za 80zł za godzinę. Udało się elegancko uprzątnąć ziemię, na szczęście warstwa humusu była dość mała, tyle że na działce jest teraz trochę księżycowy krajobraz. Mąż pracowicie pozamiatał resztki ziemi z betonu i oczom naszym ukazał się cały zarys domu. I kurcze, jakiś taki malutki ten domek. Wzięliśmy nawet metrówkę i mierzyliśmy, czy aby na pewno są to właściwe wymiary i rzeczywiście są.

Teraz czekamy, aż majster znajdzie czas i dokończy nam stan zero. Niestety, nadchodzą przymrozki, a to znowu oddala termin robót. Najgorsze jest to, że są małe szanse na to, że w tym roku postawimy ściany i dach, gdyż wykonawca się nie wyrobi. No nic, zobaczymy jak to wyjdzie.
  








 Przy okazji Mąż wydłubał pęknięty kręg z podjazdu i teraz spróbujemy wstawić nowy.


zakupy, zakupy

19.10.2012

Nie mogłam oprzeć się pokusie i postanowiłam pochwalić się moimi najnowszymi zdobyczami. Dom co prawda na dzień dzisiejszy dopiero fundamenty, ale ja staram się sukcesywnie poszerzać swoje wyposażenie :D.
Stworzyłam nawet małą artystyczną kompozycję, aby godnie zaprezentować nowe nabytki :D

Na zdjęciu:
Nowe kieliszki w uwielbianym przeze mnie stylu retro.
Nowa taca w tym samym stylu. Jest duża, ale zadziwiająco lekka, z żeliwnymi rączkami.
30-letnią cukierniczkę z posrebrzaną pokrywką dostałam w spadku od mamy, która to dostała ją właśnie 30 lat temu na imieniny.
Posrebrzane łyżeczki to równie wiekowy prezent dla mojej mamy, przekazany teraz mnie.
I filiżanki. Cudne, porcelanowe filiżanki by Laura Ashley kupione na wyprzedaży.
  


 

pierwszy dzień budowy

14.10.2012

W sobotę 13 października 2012 roku nastąpił pierwszy dzień budowy naszego domu. Nareszcie!!! Ekipa budowlana zjechała o 7.30, zaraz po Inwestorze w osobie mojego męża. Aura nie bardzo nam sprzyjała, gdyż było pochmurno i trochę mżyło, co bardzo martwiło mnie już od dnia poprzedniego, gdy zobaczyłam prognozę pogody. Ale los nam sprzyjał i z każdą chwilą pogoda poprawiała się.

Najpierw majster wbił drewniane płotki zwane ławami i elegancko zaznaczył kredą na trawie linie, według których koparka miała kopać. Fundamenty wyznaczono na 90cm głębokości i 40cm szerokości. Pięknie się kopało, gdyż grunt był suchy, acz gliniasty, więc nic się nie osypywało.







 Następnie panowie zaczęli tworzyć zbrojenia i wrzucili je do dołów. Z zakupionych 28 sztuk prętów zużyliśmy ok. 20szt. 






 Równo ze mną przyjechała wielka grucha z betonem, a nawet dwie. I od razu pojawił się problem, bo operator gruchy kategorycznie odmówił lania betonu z jezdni (pomimo pompy), gdyż bał się wchodzić w konflikt z ruchem drogowym. Powiedział, że musi wjechać na naszą działkę, czyli na niewykończony podjazd. Zmartwiło nas to bardzo. Podejrzewaliśmy najgorsze, czyli, że betonowe kręgi nie wytrzymają 40 ton i pękną i szlag trafi 900zł wydane na podjazd. Czarne myśli się sprawdziły. Niestety. Strzelił co najmniej jeden krąg. Cóż, oby na szczęście. Poniżej Inwestor (na pierwszym planie) czujnym okiem dogląda robotników.


 No to zaczęliśmy lać! Przerażająca nieco grucha z wielkim wysięgnikiem zaczęła prychać, bulgotać, trząść się i trysnęło z rury...wodą. A czemu taki rzadki ten beton?! – wyrwało mi się z niepokojem. Pani się nie martwi, to tylko woda na początku. Co by na sucho nie szło – odpowiedział operator gruchy. No i się zaczęło. Gęsta zupa B20 płynęła sobie i płynęła.






 W międzyczasie Inwestorka odprawiała czary-mary, zadziwiając tym robotników. W każdy róg domu wrzuciłam złoty pieniążek (nowe 2 grosze) na szczęście oraz szczyptę soli , by odgonić złe moce. Pod progiem drzwi wejściowych poszło zaś 8 monet grosikowych (liczba 8 przyciąga sukces i pieniądze), szczyptę soli na złe moce, okruszki chleba, by zawsze było co jeść w domu i szczyptę cukru, by słodkie wieść w nim życie. Tak, gusła to są, ale nie zaszkodzą, a może pomogą. Inwestorka na załączonym obrazku.




Tymczasem beton lał się i lał, aż się skończył. A tu jeszcze brakowało trochę. Na szczęście nie trzeba było domawiać nowego (koszta!), bo wystarczyło spuścić z gruchy resztki betonu i taczkami dowieźć do fundamentów. Akurat było tam na 3 brakujące taczki. Razem poszło dokładnie 21 metrów betonu.

Ekipa pięknie wygładziła beton niczym masło na kanapce, posprzątała po sobie i odjechała o 14ej, zostawiając szczęśliwych, acz pochlapanych betonem i zmęczonych wrażeniami Inwestorów.  wieczorem fundamenty zostały solidnie oblane, żeby nie popękały.

w blokach startowych

05.10.2012

Wczoraj na naszą działeczkę wjechał Pan Geodeta ze swoim trójnogim sprzętem i ze szwajcarską precyzją ładnie wkomponował nam domek. Przy okazji okazało się, że jakoś źle wyliczyliśmy sobie położenie domu, gdyż według nas dom byłby w odległości 7,8 m od krawędzi drogi, a to wydało nam się za blisko i już się martwiliśmy. Chcieliśmy odsunąć dom o 1m w głąb działki, ale to mogło się wiązać ze skomplikowaną procedurą papierkową. No i Pan Geodeta powiedział, że nic nie trzeba załatwiać, bo na projekcie dom jest jakieś 8,7 m od krawędzi drogi, a my po prostu nie umieliśmy tego odczytać z rysunków. Tak więc jesteśmy bardzo zadowoleni z zakończenia sprawy. No może nie tak bardzo zadowoleni, bo 400zł trzeba było zapłacić geodecie, ale i tak utargowaliśmy stówkę :D

jeszcze papierologia

17.09.2012

Złożyliśmy zawiadomienie o rozpoczęciu budowy. Ech, żeby wszystkie te procedury były takie łatwe i przyjemne jak składanie ZAWIADOMIEŃ. Kierownik budowy zażyczył sobie 1000 zł płatne przy odbiorze stanu surowego zamkniętego, wliczając w to koszt odbioru zjazdu.
Umowa z wykonawcą też już podpisana, ale zaczniemy chyba 1 października, tak pi razy drzwi. Oby jesień była sucha, to może się wyrobimy ze wszystkim przed zimą i dach będzie sobie dumnie stał.
A ja naiwna myślałam, że na Boże Narodzenie – w tym roku – już się wprowadzę. Taaa. W sumie straciliśmy dobre 4 miesiące na głupie czekanie na różnego rodzaju pozwolenia i decyzje. Gdyby nie to, pewnie bym już sobie wybierała kolor farby do salonu. Ale pewnie jeszcze nie raz się zdziwię podczas budowy.

idzie jesień

15.08.2012

Kupiłam sobie do domu trochę ciętych kwiatków. Piękne astry zwiastują nadchodzącą jesień, tym bardziej odczuwalną, że za oknem deszcz i tylko 16 stopni. Ale ja uwielbiam tę porę roku,  więc już się nie mogę doczekać spadających liści. Wrzesień kojarzy się mi się z samymi dobrymi rzeczami i wydarzeniami, nawet budowa domu rozpocznie się we wrześniu! Tymczasem w  radio leci "What a wonderfull world" L. Armstronga, kot śpi na ławie, ja piję pyszną kawkę i delektuję się ostatnimi dniami urlopu. Tak więc kwiatki na poprawę humoru :)



ekipa wybrana

14.08.2012

Wybraliśmy ekipę. Firma jest z polecenia (sąsiad obok budował z nimi), robią dobre wrażenie i co najważniejsze naprawdę mają dobre opinie u wielu osób. Poza tym mają znajomości w okolicznych składach budowlanych, więc możemy liczyć na rabaciki. Właściciel chętnie doradza i sugeruje różne warianty, co jest bardzo pomocne. Całość wycenił na 20.000zł, bez wiązarów i pokrycia dachu. Szczegółowo wygląda to tak:

FUNDAMENTY: 5.000
- kopanie, zbrojenie, zalewanie ław fundamentowych
- wymurowanie z bloczka ścian fund.
- izolacja pozioma i pionowa ścian fund.
- kanalizacja pozioma pod chudziakiem
- zasypanie i zagęszczenie piachu pod chudziak
- zalewanie chudziaka

PARTER: 9.000
- wymurowanie ścian zewn. i nośnych wewn. do poziomu wieńca
- wymurowanie ścianek działowych
- wymurowanie kominów ponad dach + klinkier
- szalowanie, zbrojenie i zalewanie wieńca

PODDASZE: 6.000
- wymurowanie szczytów
- strop drewniany
- dach bez deskowania

Jeśli zdecydujemy się, aby zrobili nam wiązary, to będzie osobna wycena, ale i tak nie kładą blachodachówki. A, i zaczynamy na początku września!

ogrodzenie

13.08.2012

Dostaliśmy decyzję w sprawie ogrodzenia. Zarząd dróg ustalił odległość na nie mniej niż 3,8m od krawędzi drogi, co nas satysfakcjonuje, bo nastawiliśmy się na 4,3m, co już uszczupliłoby naszą działkę. No ale musieli dostosować warunki do tego, co ma sąsiad, więc ogrodzenia będą w jednej linii.

urzędy, urzędy

26.07.2012

Jestem po kolejnej wizycie w starostwie. Tym razem otrzymałam stempelki na pozwoleniu na budowę, czyniąc je tym samym prawomocnym. Ponadto założyłam dziennik budowy oraz złożyłam zgłoszenie budowy ogrodzenia, tzn. chciałam złożyć, ale tu pokazały się schody. Mianowicie potrzebna była mapka z narysowanym ogrodzeniem od strony drogi, po którą trzeba było udać się do innego pokoju, czyli zarządu dróg. Udałam się tam i dwóch miłych oraz uprzejmych panów siedzących razem w pokoju oznajmiło mi, że chwila, chwila, to nie tak hop siup i w ogóle to niech pani sobie usiądzie. Trzeba złożyć wniosek. Trzeba skserować mapki. Trzeba skserować akt notarialny. No i w jakiej odległości pani chce te ogrodzenie bo w ogóle tam jest problem z odległością od krawędzi drogi, bo rów, bo to powiatowa droga, a ksero to jest w innym budynku, ale ojej jaki ładny ten domeczek. Zrobiło się zamieszanie. Ale że mój urok chyba na nich zadziałał albo nie wiem co, sami mi pokserowali dokumenty i mam tylko zadzwonić w sprawie odległości ogrodzenia, a akt notarialny donieść przy okazji. Tylko że to wszystko potrwa 2 tygodnie. Chyba że uda mi się jeszcze ich zaczarować i załatwią szybciej :D

pomysły

25.07.2012

W międzyczasie zrobiłam taki prosty projekt z wizualizacją wnętrza domu, czyli co gdzie ma stać. Trochę to koślawe i nie dokońca zgadzają się wymiary, ale cóż, nie jestem projektantem :D





Ciągle jeszcze jest kwestia sporna w sprawie małego wc, czy wstawić tam prysznic, czy nie, gdyż wiązałoby się to ze zmniejszeniem kotłowni o 30cm.

Znalazłam również zdjęcie z tarasem moich marzeń. Do tego będziemy dążyć. Oczywiście chodzi o sam taras, a nie o okiennice. Nie podoba mi się również to połączenie dachu z daszkiem tarasu.


  

przymiarki do budowy

25.07.2012

Za nami pierwsza rozmowa z wykonawcą. Miły i kompetentny właściciel firmy budowlanej został nam polecony przez sąsiada i znajomego zarazem, liczymy wiec na rzetelną pracę - o ile się na niego zdecydujemy. Fachowiec obejrzał działkę i zwrócił uwagę na kilka ważnych aspektów i optymistycznie podszedł do budowy naszego domu. Między wierszami dało się wyczuć, że taki projekt to dla niego pikuś i nawet nie zauważy takiego zlecenia. Pocieszające to bardzo, bo budowę samych ścian ocenił na 1,5 tygodnia. Oczywiście zaoferował budowę całości, czyli fundamenty, ściany oraz więźbę bez pokrycia dachu. W piątek otrzymamy wycenę, ale już wiem, że ich ceny są atrakcyjne. Poczekamy i zobaczymy.

jest pozwolenie na budowę!!!

17.07.2012

Kolejny ważny krok za nami. Dostaliśmy POZWOLENIE NA BUDOWĘ!!!! Po zaledwie 7 dniach od złożenia, tak jak obiecała pani architekt, odebrałam nasz projekt z poprawkami oraz z pozwoleniem. Teraz tylko muszę poczekać aż się uprawomocni, a do tego potrzebny stempelek w starostwie. Przy okazji załatwię sprawę dziennika budowy o raz zgłoszenia budowy ogrodzenia na działce. No, sprawa nabiera rumieńców.

wow!!!

10.07.2012

Normalnie nie wierzę w me szczęście!!! Pojechałam wczoraj do pani architekt ze świeżo zdobytymi warunkami przyłącza prądu. Zaznaczam, że to bardzo miła i pomocna pani. No i ja jej daję papiery, a ona mi pod nos podsuwa jakieś formularze. Ponieważ było niemiłosiernie gorąco i tak naprawdę było mi trochę słabo, nie zorientowałam się, co to za formularze i w pierwszej chwili chciałam je tylko podpisać, bo zrozumiałam, że ona za mnie je wypełni. Na to miła pani mówi mi ze śmiechem, że mam całość wypełnić. No to ja wytężam wzrok i sprężam umysł, a tam wielkimi kobyłami napis jak byk: WNIOSEK O POZWOLENIE NA BUDOWĘ. Jak to, pytam, to już składamy wniosek??? Uśmiała się ta pani architekt ze mnie wczoraj. Bo tak, właśnie nadszedł ten dzień, że złożyłam WPZ. Nie mogłam w to uwierzyć! Myślałam, że to jeszcze potrwa z miesiąc, a ta pani wręcza mi paczuszkę z dokumentami i projektami i każe zanieść do kancelarii na dole. Ale najlepsze powiedziała na koniec. Pozwolenie mamy dostać już W PRZYSZŁYM TYGODNIU!

są warunki p. prądu!!!!

07.07.2012

Hurraaaa!!!!!! Wreszcie, po 2 miesiącach czekania, gdy już wizja budowy domu rozmywała się niczym we mgle odpływając w nieodgadnioną przyszłość, łaskawie przysłano do nas (listem zwykłym, a nie poleconym) warunki przyłącza prądu wraz z umową. Do końca tego roku mają nam podłączyć. Trzeba szykować 2009zł netto, czyli prawie 2500.
W poniedziałek jadę do pani architekt zawieźć jej papiery, o ile nie będzie na urlopie. No to chyba niedługo złożymy wniosek o pozwolenie na budowę.

pierwsza budowla

13.06.2012

Nadeszła wiekopomna chwila. Na działce powstał pierwszy owoc pracy mężowskich rąk. Mamy podjazd, znaczy tak z grubsza jest, bo jeszcze trzeba go trochę utwardzić. Ale jest! Mąż dumny jak paw i szczęśliwy, że "tymi ręcoma" powstało to dzieło. W sumie prace trwały 2 i pół dnia. Najpierw małżonek pojechał tylko kupić kręgi, a tu pan mówi, że da radę podrzucić je za pół godzinki (bo to blisko naszej działki). No i zrzucili je raz dwa. Na drugi dzień pojechała Brygada RR, czyli Rodzina Razem, w osobach mąż i Teść (mój teść znaczy) oraz szwagier. Było pogłębianie rowu, układanie kręgów i ich łączenie cementem.
Na zdjęciu Teść oraz imponujący nówka szpadel:






 Trzeciego dnia mąż pojechał już sam zrzucać gruz i piach na tę piękną betonową rurę. Umęczył się, ale szuflował z uśmiechem. Na marginesie dodam, że tak pracował, aż mu się buty rozleciały i wrócił  do domu z klapiącymi podeszwami.
Poniżej efekt jego pracy:





 Na sam koniec małżonek przetestował podjazd i najechał delikatnie na niego. Wytrzymał, aczkolwiek piach się ubił bardziej, dlatego za kilka dni weźmiemy taką ubijaczkę do ziemi i utwardzimy podjazd, coby  nam się nie rozsypał na boki.

dalszy ciąg afery energetycznej

12.06.2012

Mieli szczęście ci z energetyki, że nie mogłam tam do nich pojechać z awanturą, bo pojechał małżonek. Pojechał i pyta, dlaczego brakuje dokumentów, skoro wszystkie były złożone, a pan zza biurka oznajmił, że on MYŚLAŁ, że wszystko jest ok i to nie on zgłosił braki, ale ktoś tam dalej, kto zajmuje się wnioskami. No to mąż daje mu rzekomo brakujące dokumenty, a on, że najpierw trzeba napisać podanie, że w nawiązaniu do ich upomnienia o brakach my składamy ponownie dokumenty. I w ogóle to nie u niego, a w sekretariacie tym razem się składa. A, i że ta mapka to za mały ma format i trzeba większą kopię, więc mąż musiał jechać do miasta w poszukiwaniu ksero i wrócić z kompletną dokumentacją.

Zobaczymy, co dalej będzie. Jak się spytałam męża, kiedy dostaniemy jakąkolwiek odpowiedź, usłyszałam, że w zasadzie to on zapomniał zapytać. Ech, ci faceci.

się wkurzyłam :(

10.06.2012

Od 4 tygodni czekamy na pismo z energetyki odnośnie warunków przyłącza prądu na naszą działkę. I oto w piątek przyszła koperta. Otwieram, czytam i ciśnienie mi skoczyło w sekundę. Oni mi tam piszą uprzejmie, że rzekomo nie załączyłam jakiejś mapki i nie zaznaczyłam, gdzie będzie podjazd. No żeby ich pokręciło!!! Pytałam się DWA RAZY, jakie dokumenty mam donieść, mąż dodatkowo się upewniał przy składaniu wniosku, czy aby NA PEWNO są wszystkie załączniki i ta lebiega za biurkiem sprawdziła i powiedziała, że tak, a oni mi tu po miesiącu piszą, że guzik. No szlag mnie trafi! Ja tam do nich pojadę we wtorek i nawymyślam tym niedojdom za biurkiem.
Ja nie wiem, kiedy my skompletujemy te papiery. Architekt czeka na prąd, a jeszcze przecież będziemy czekać na pozwolenie na budowę. Wrzesień nas zastanie, a my nic nie zaczniemy :(

pierwsze kopanie

06.06.2012

Pomalutku, z małym sprzęcikiem (niczym z bajki o Bobie Budowniczym) adekwatnym do wykonywanej roboty - ale coś się zadziało na naszej działce!!! Tadam....   przekopaliśmy rów! No nie, mała rzecz, a tak cieszy :D
Poniżej Pan Operator Koparki w trakcie pracy:



A tu efekt jego pracy:





 Żeby nie było tak pięknie, to podczas dokonywania przekopu mała kopareczka się zepsuła i Pan Operator Koparki utknął w połowie roboty i był zmuszony wzywać pomoc. Przyjechał drugi raz po naprawie, by dokończyć kopanie.

kuchnia

24.05.2012

Od lat marzy mi się kuchnia w stylu angielskim, czyli białe szafki, zasłonki w różyczki na podszewce, stylizowane pojemniki w stylu country itd. Nie ukrywam, że jestem wielką miłośniczką (prawie) wszystkiego co angielskie. Cały dom będzie urządzony w stylu nawiązującym do angielskiego, skromnie, ale z pomysłem, aby był przytulny i taki swojski, „domowy” właśnie. Po prostu HOME SWEET HOME. Mam już nawet napis Home przywieziony prosto z UK (choć pewnie zrobiony w Chinach).





Zaplanowałam więc swoją małą kuchnię z szafek Ikea.  




 Ogólnie rzecz biorąc kuchnia będzie dokładnie taka jak na zdjęciu, no chyba że dostanę jakiegoś innego objawienia. Drzwi przy lodówce są drzwiami wejściowymi do kuchni, a te z przodu (przeźroczyste) są drzwiami do pomieszczenia gospodarczego. Na powyższym planie ściany są różowe i takie właśnie będą, ale nie aż takie mocno różowe. To będzie taki subtelny, brudny róż. Będą też białe, drewniane panele przy stole. Natomiast sam stół będzie magiczny, bo zrobiony ze starej maszyny do szycia firmy Durkopp. Dokładnie z tej:


 Jest fajna historia związana z tą maszyną. Otóż pochodzi ona z domu moich dziadków. Dziadkowie tuż po zakończeniu wojny, jako świeżo poślubieni małżonkowie przemierzyli całą Polskę, aby osiąść na Ziemiach Odzyskanych. To było takie Eldorado wtedy, mnóstwo pustych domów i hektary ziemi do wzięcia. Tam zajęli dom po niemieckiej rodzinie, która w popłochu opuszczając gospodarstwo, zabrała tylko najpotrzebniejsze rzeczy, maszyny przecież nikt nie tachał w nieznane. Zresztą zostało wtedy mnóstwo wspaniałych rzeczy codziennego użytku, niestety wszystko poginęło lub po prostu zużyto przez następne lata. Aczkolwiek moja mama do dziś pamięta wiele z tamtych klamotów.
Maszyna do szycia była użytkowana długo (ja mam tylko dół od niej, bo góry nie chciałam zabrać, aczkolwiek tego żałuję), aż zakupiono nowoczesną, elektryczną, pewnie gdzieś pod koniec lat 70. Durkopp poszedł na strych i porastał kurzem i pajęczynami. Po śmierci babci i dziadka natychmiast zaklepałam ją sobie, choć skłamałabym pisząc, że ktokolwiek inny z mojej licznej rodziny chciał ją zabrać, jak już to na złom. A dla mnie to cudowna pamiątka, z duszą, historią. Może jak była kupiona to cała rodzina pojechała po nią do sklepu i dzieci się cieszyły z nie lada wyprawy, albo mama szyła na niej jakieś porcięta dla nowonarodzenego dziecka... Tymczasem mój mąż jak się dowiedział, że chcę przewieźć maszynę do nas, wnerwił się strasznie, bo oczywiście przewidział, że nijak się zmieści do auta. Pieklił się strasznie i klął przy załadunku, ale ja byłam nieugięta. I tak sobie stoi oto na naszym balkonie, czekając lepszych czasów, gdy znowu zabłyszczy czernią. Przytwierdzę do niej blat, może w kolorze bieli antycznej, przecierany, zobaczymy. I będę przy takim pięknym stoliczku piła kawę w promieniach porannego słońca w moim nowym domu


Jest jeszcze dalszy ciąg tej opowieści. Strasznie mnie ciekawiło, z którego roku jest moja maszyna. Odnalazłam producenta tych maszyn – o dziwo ciągle działający koncern - i wysłałam maila ze zdjęciem. Odpisał mi jakiś ważny pan z działu sprzedaży maszyn. Napisał, że bez górnej części trudno określić dokładnie, ale na pewno okres międzywojenny.

Tak więc stół będzie piękny i białe krzesła do tego. Na ścianie nad stołem będzie wisieć m.in. ten obrazek:





 A to postawię na parapecie przy zlewie (osłonkę na doniczkę, ptaszek dekoracyjny o cudnym kolorze oraz latarenka na tea lighty):




 Te przedmioty zbieram od jakiegoś czasu i mają dla mnie znaczenie nie tylko dekoracyjne, ale też sentymentalne, gdyż kupiłam je w szczególnym dla mnie okresie.


To jeszcze pokażę prześliczną solniczkę i pieprzniczkę, przywiezioną z UK (na zdjęciu leżą na stole, ale one są stojące).





 Wszystkie te rzeczy składuję w obecnym mieszkaniu, zagracając przestrzeń – jak to określa mój Mąż. Ale ja wiem, że potem będzie wszystko wspaniale wyglądać w nowiutkim domeczku. A w ogóle to kuchnia jest najbardziej szczegółowo obmyślonym przeze mnie pomieszczeniem. Cała reszta to dość mgliste wyobrażenia, poczynając od rodzaju pustaków do budowy, a kończąc na kolorze kostki brukowej. To będzie cud jak my zbudujemy ten dom :)

kolejne papierki

23.05.2012

Mamy już warunki przyłącza wody. Zaniosłam je do pani architekt i przy okazji obgadałam z nią kwestię oczyszczalni. Problem jest taki, że jednak ciężko będzie zainstalować takową, a na pewno byłoby to dość kosztowne (15 tysięcy). Problemem jest mała działka (nie ma gdzie rozciągnąć drenaży, a i na nasyp mało miejsca) oraz podmokły teren. Dodatkowo okazało się, że do wsi ciągnięta będzie kanalizacja, już może nawet w 2013 roku. Niestety, zaczynają z drugiego końca wsi, a że nasz dom jest przy nowo zagospodarowywanej ulicy (znaczy były pola jeszcze 2 lata temu a już są dwa domy plus nasz trzeci), więc póki co rur nie będą kłaść, bo za mało jest odbiorców. Wielce prawdopodobne jest natomiast, że za następne 2-5 lat kanalizacja i nas dosięgnie. Tak więc chyba się przemęczymy z szambem (brrrr) i poczekamy na cywilizację. Pani architekt oświeciła nas, że na oczyszczalnie nie trzeba pozwolenia, a na szambo i owszem, więc lepiej zaplanować je od razu na projekcie, a potem ewentualnie zmienić na oczyszczalnię, niż odwrotnie. I tak zadecydowaliśmy.

wniosek o prąd

05.05.2012

Złożyliśmy wniosek o warunki techniczne przyłącza prądu. Teraz pewnie będziemy czekać z miesiąc na odpowiedź, a potem dłuuugie miesiące na faktyczne podłączenie.

Tymczasem czekam na odpowiedź z firmy od oczyszczalni przydomowych. Strasznie się martwię, że nasza działka nie nadaje się na taką oczyszczalnię, bo ma za wysoki poziom wód gruntowych i jest nieduża, więc byłby problem z rozprowadzeniem drenaży.  Nawet nie chcę mysleć, że trzeba będzie zamontować zwykłe szambo, brr.

w małym miasteczku

20.04.2012

Złożyłam wniosek o warunki techniczne przyłącza wody i przy okazji poszłam po brakujący – jak się okazało – stempelek na decyzji o warunkach zabudowy. Wybłagałam aby odesłali mi pismo pocztą, bo nie mam jak dojechać tam, o czym poniżej.

Strasznie się zmęczyłam tą wizytą w gminie. Może nie tyle samą wizytą, która trwała 5 minut, ale drogą tam i z powrotem. Jako że ja nie jestem zmotoryzowana, a mąż, musiałam się tam dostać autobusem, a nawet dwoma. I tak zamiast 1 godziny, jaką zajęłaby cała wycieczka, straciłam 4 godziny, bo środki komunikacji podmiejskiej nie jeżdżą tam zbyt często. Ale nie był to czas stracony, o nie. Już w drodze do urzędu gminy buzia mi się sama uśmiechała. Otóż, że podróż wypadła w czwartek, był to dzień targowy w naszym mieście. Z tej okazji do miasta napływają rzesze obywateli i obywatelek z okolicznych wsi i miasteczek, którzy zaopatrują się na targu w przeróżne artykuły typu: koło od roweru, sadzonki pomidorów, kilogramy surowego mięsa, wiadra plastikowe itp. I właśnie w autobusie, którym jechałam, siedziała spora gromadka zakupowiczów (średnia wieku 65) wraz ze świeżo nabytymi towarami. Wszystkie panie w obowiązkowych nakryciach głowy, czyli zwiewnych chusteczkach zawiązanych pod brodą. Przejść nie można było, bo tobołki w postaci wypchanych toreb w kratę, zajmowały sporą część podłogi. Pani obok wyszturchała mnie koszykami wiklinowymi, gdyż nijak nie mogła zająć miejsca siedzącego z powodu trzymanych tobołów. A jak usiadła to po 5 minutach usnęła i głowa jej latała na dzięcioła :D.

Natomiast jak już czekałam sobie (ponad godzinę) na przystanku na autobus powrotny, pooglądałam sobie trochę małomiasteczkowego życia. Pani z mięsnego – sprzedawczyni, gdyż była w uniformie – wypadła ze sklepu z siatką i biegała po całej ulicy od kwiaciarni, do spożywczego, od apteki do zakładu pogrzebowego, rozdając - zapewne zamówione wcześniej - towary. Pani z domu obok przystanku przewiesiła się przez parapet i rozmawiała sobie z sąsiadką, tak około godzinki sobie plotkowały. Przyjechał wielki autokar i zastawił przystanek, na którym czekałam, i wysypali się z niego żałobnicy z wieńcami i kwiatami, którzy przybyli do kościoła na mszę. Swoją drogą, jak zaczęły bić dzwony to aż podskoczyłam na ławce. Muszę przyznać, że liczyłam na jakąś awanturę miedzy kierowcą autokaru z żałobnikami a kierowcą mojego podmiejskiego autobusu, ale niestety panowie byli uprzejmi wobec siebie i się dogadali, a ja pojechałam sobie do domku już bez żadnych przygód, próbując tylko wypatrzyć przez okno naszą działkę w oddali, ale oczywiście nie udało mi się jej dojrzeć.

jeszcze gorące projekty

17.04.2012

Przyszły projekty!!! Znaczy kurier przywiózł. Mój śliczny domek wreszcie rozrysowany tak jak trzeba. Musiałam uwiecznić ten widok dla potomności.





Teraz muszę zadzwonić do pani architekt i umówić się na spotkanie celem obgadania zmian, jakie będą naniesione w projekcie oraz zaadoptowania projektu do działki.

Tymczasem Mąż załatwił wczoraj faceta od koparki, który przekopie nam rów. Zażądał 200zł za wykop długości 25m. Niech mu będzie.
Małżonek spotkał się również z - a niech skiśnie - babą od działki, którą chcemy dokupić. Otóż babol wstrętny stwierdził, że jednak nie sprzeda nam ziemi, bo może jej się jeszcze przyda (póki co jest ugorem), albo może sprzeda jako całość komuś innemu (tylko kto kupi ziemię bez drogi dojazdowej?) itd. Nie to nie. Mąż powiedział, że jak postawimy ogrodzenie, a ona się wtedy namyśli, to niestety będzie musztarda po obiedzie, bo my płotu przestawiać nie będziemy. A szkoda, bo już się rozmarzyłam na temat mojego pięknego, wielkiego ogrodu z ławeczkami, grządką warzywną z pomidorkami, zakątkiem ziołowym oraz małym kurnikiem z trzema kurami. Ech...

Zamieszczam jeszcze foto naszej PannyKoty, która ma trochę nietęgą minę. Chyba się martwi, czy aby na pewno będzie miejsce dla niej w nowym domku.


 

piękna nasza działka cała!

27.03.2012

W miniony weekend wybraliśmy się na naszą działkę celem obejrzenia i wstępnego wymierzenia zarysu domu. Tak naprawdę to pierwszy raz stanęłam na Mojej Działce odkąd ją kupiliśmy. Prawie się wzruszyłam. Przywdziałam obuwie wytworne, czyli kalosze, gdyż ziemia tam jest po prostu zaorana i ciężko byłoby się poruszać w czym innym. Przy okazji poznałam sąsiadów zza płota (na zdjęciu) - dom nr 2 -  oraz zajrzeliśmy do znajomych z domu nr 1, którzy mieszkają tam już od grudnia. Poczułam się, jakbym była tubylcem, bo tak po sąsiedzku było. Sąsiedzi tymczasem dziarsko krzątali się w ogrodach, siejąc trawę, grabiąc, kopiąc, paląc gałęzie i grillując. Wiosna pełną gębą!

Ha, piękna choć mała ta nasza działeczka. A może ja nie jestem już obiektywna :) W każdym razie okolica nam się podoba i jesteśmy świadomi, że za kilka lat będzie tam piękna ulica z nowymi domkami, bo wszystkie działki po naszej stronie są na sprzedaż. No i dwa nowe domy już są, my będziemy trzeci.

Widok na działkę od ulicy patrząc od prawego rogu, czyli wybudowanego już sąsiada (widać kawałek jego płotu). W prawym górnym rogu widać hydrant, jedyny element architektoniczny na naszej działce - póki co rzecz jasna.



A to widok od lewego rogu. Na pierwszym planie rów pokryty trawą niczym włos anielski, w głębi hydrant w całej okazałości oraz płot sąsiada i on we własnej osobie, grabiący liście za krzakami tui. Zaraz za naszą działką, jak się kończy to zielone i zaorane, jest pas trawiastego pola. To właśnie ów teren, który chcemy dokupić, powiększając naszą działkę o drugie 500mkw, dając łącznie wymiary 25mx40m.


Dodam jeszcze, że Mąż wpadł na pomysł, aby powyższy rów przekopać ŁOPATĄ, celem udrożnienia go. Szybko jednak się rozmyślił, gdy uświadomił sobie czym ten rów jest porośnięty. Przekopanie tej trawy zajęłoby mu chyba czas do jesieni :) Wynajmiemy więc koparkę i już.

A w tym tygodniu kupujemy projekt. Szkoda, że to się tak wszystko wlecze.

kolejne zmiany

27.01.2012

Nanieśliśmy dodatkowe zmiany, głównie w obrębie okien. W każdym bąź razie wersja "lustro" wygląda tak:


favoryt - Z8 v 2

18.01.2012

Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to wybierzemy projekt Z8 wariant B. Strasznie nam się podoba, a jest tani i łatwy w budowie. W sumie ma 100 mkw. Oczywiście naniesiemy kilka zmian.

Tak wygląda oryginał:





A takich dokonamy zmian (na czerwono):



 



 Reasumując zmiany:
- dodamy okna w łazience i salonie (na krótszych bokach domu) oraz w spiżarni,
- przesuniemy dużą łazienkę, aby powiększyć pokój od ogrodu i tam zrobić główną sypialnię,
- zmniejszymy pomieszczeniem techniczne, aby wstawić do wc prysznic,
- zamkniemy przejście między holem i kuchnia, aby powstała garderoba,
- okna na taras będą zmienione na 4 duże, zamiast 2 duże i dwa małe z parapetem.
Najważniejszą zmianą będzie jednak odwrócenie projektu - lustrzane odbicie - czyli kuchnia na lewo. Związane jest to ze stronami świata.

Zmianom ulegnie rzecz jasna wygląd zewnętrzny. Jednym słowem pierwszy projekt zwyciężył.


Tyle pomysłów. Dziś idziemy pić szampana z rodziną, czyli świętować zakup działki :)