piątek, 24 lipca 2015

sypialnia - inspiracje

Rozmyślam sobie o naszej sypialni. Długo. Przeglądałam inspiracje w internecie, szukałam produktów w sklepach. I nic. Nie byłam przekonana. Postanowiłam więc poddać się pierwszym odczuciom oraz pomysłom i powrócić do pierwotnej koncepcji.

Chciałam, żeby była tak trochę aligancka - zasłony żakardowe, kryształowy żyrandol, białe meble i ciemne ściany - ale kompletnie mi się to nie kleiło. 












Owszem, ładne to, eleganckie i podoba mi się bardzo, ale ciągnie mnie do czegoś innego. Kurcze, nic na to nie poradzę, ale chyba chcę mieć sypialnię po angielsku z zasłonami w kwiaty. 



















Naprawdę, te kwietne sypialnie są dla mnie rewelacyjne i gęba sama mi się śmieje na ich widok. Tak więc może jednak urządzę taką właśnie sypialnię. Ostatnio wpadło mi w oko łóżko z Ikea, które idealnie pasowałoby do takiego wnętrza. Normalnie zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia!



Do tego komoda, stoliki nocne i szafa Pax (2 metry szerokości).





Szafę zaplanowałam wstępnie tak (koszt 2.140 zł, drzwi jak powyżej):



Na zasłony pasowałaby taka tkanina:





Ech, jakoś ciężko mi idzie planowanie tej sypialni.

poniedziałek, 20 lipca 2015

kotłownia w płytkach!

No, nareszcie. Po równo dwóch tygodniach kotłownia wypiękniała i jest w płytkach od podłogi po sufit. Płytkarz narzekał, ja się wkurzałam, ale się udało. Muszę przyznać, że bardzo ładnie położył płytki i dzięki temu wstępnie dogadałam się z nim na jesienne prace w łazienkach i kuchni. Pan jest bardzo dokładny i naprawdę zależało mu na eleganckim wykończeniu pomimo krzywizn ścian i płytek.

Proszę, oto efekt (zdjęcia z komórki):




Finansowo wyszło tak (30 mkw powierzchni ścian i podłogi):

20 paczek płytek 426 zł
kleje i inne 316 zł
robocizna 1.420 zł

razem 2.162 zł

Najważniejsze, że inwestorka jest zadowolona ;)

Teraz szykujemy się do zakupu pieca, ale to w sierpniu oraz szlifowania ścian.

środa, 15 lipca 2015

płytkujemy cały czas

Jejuniu, jak wolno idzie z tą kotłownią. Naprawdę, nie myślałam, że to aż tyle zajmie. No ale jutro ma nastąpić finał. 

Płytkarz narzekał trochę, że ściany są trochę krzywe (tynki) i że nie zrobili nam spadku jak należy do odpływu w podłodze. Musiał nadrabiać klejem, by zrobić odpowiedni kąt, a to oznacza dodatkowe worki zaprawy. No i na koniec okazało się, że zabrakło 6 płytek (3 były pęknięte) i trzeba je dokupić. Tak więc ogólnie jestem trochę wkurzona na to wszystko. W niedzielę będę się z nim rozliczać i zobaczymy jak to wyjdzie finansowo.

środa, 8 lipca 2015

nieśmiałe plany przeprowadzkowe

Pomału, pomału zbliżamy się do przeprowadzki. Dom jest w stanie (prawie) deweloperskim, więc i można śmielej planować. Cha, ile to już razy pisałam o przeprowadzce! Taaa, dziwiłam się sama nie raz i nie dwa. W październiku miną dokładnie 3 lata od wbicia łopaty i tak sobie myślimy, że fajnie byłoby się wtedy przeprowadzić. Ale oczywiście to wariant optymistyczny. Zakładam więc wariant pesymistyczny i tego się będę trzymać. Mianowicie nasz deadline wyznaczam na 30 listopada 2015, by święta były już w DOMU.

W sumie zostało nam nie tak wiele tych prac niezbędnych do wykonania przed przeprowadzką. Musimy wstawić piec i skończyć kotłownię, wyszlifować ściany i pomalować gruntem, wstawić schody, zrobić elewację plus kolor i podbitkę, ocieplić dach, postawić kilka ścianek, zamontować kominek. Przydałoby się zrobić jakąś kostkę przed domem. Chciałabym też nawieźć ziemi, aby posadzić wreszcie jakieś badylki, ale zobaczymy jak płynność finansowa nam pozwoli. Reszta to już zwykłe płytki, panele, malowanie. I zakup mebli. Jestem właśnie w trakcie robienia kosztorysu przedstawiającego plan meblowych zakupów. I cóż, życzę sama sobie powodzenia w szybkiej realizacji tych planów :) 

Zaczynam więc delikatne przygotowania przeprowadzkowe. Redukuję ciuchy w szafach (tak po jednej sztuce), wyrzucam stare klamoty, analizuję co jeszcze nie przyda się w domu. Z mebli bierzemy dosłownie klika sztuk: sofę, stolik kawowy, regał i stary stół z prl-u, który przyda się podczas urządzania się, a potem pójdzie na poddasze. Reszta wędruje na śmietnik i mąż nie może się doczekać, aż porąbie te rupiecie. Nawet nie bierzemy lodówki i pralki, bo te będą nowe.

No, to odliczam.




płytki w kotłowni c.d.

Pomalutku płytek przybywa. Nie myślałam, że będzie to tak żmudny proces, ale po pierwsze nasz fachowiec jest bardzo dokładny i bardzo mu zależy, żeby było ładnie, a po drugie płytki są krzywe. Jednak. Kupiliśmy je w trzech rodzajach, znaczy z trzema różnymi symbolami i właśnie te inne nazwy oznaczają różnicę w rozmiarze, a nie, jak myśleliśmy, w odcieniu. Tak więc płytkarz naprawdę się z nimi gimnastykuje, aż mi go szkoda trochę. 

Te różne paczki wzięły się stąd, że jak pojechaliśmy kupić płytki, to wzięliśmy najpierw 8 opakowań, bo więcej nasz samochód by nie udźwignął (1 paczka to 30 kg). Gdy wróciliśmy po dwóch godzinach po następnych 8 paczek, dołożono nowe partie i tamtych symboli już nie było. Wzięliśmy więc drugą partię. No a po kilku tygodniach przypomnieliśmy sobie, że nie kupiliśmy płytek na podłogę i te są też już inne. 

A w ogóle to zapomnieliśmy kompletnie kupić fugę i fachowiec sam skoczy ją dokupić na pobliskim składzie. Na swoją obronę dodam, że tak zapominamy o tych zakupach płytkowych, bo pierwszy raz w życiu płytkujemy cokolwiek, a i kotłownię traktujemy po macoszemu. 

Poniżej stan na dzień dzisiejszy. Zdjęcia z komórki.




W ogóle to te płytki wyszły o wiele ciemniejsze na ścianie niż w paczce. 


piątek, 3 lipca 2015

płytki w kotłowni

No to zaczęliśmy kłaść płytki w kotłowni. Fachowiec sztuk 1 zaczął w wczoraj, w czwartek i zdążył położyć jeden rząd oraz podmurować otwór na drzwiczki w kominie. Bambetli swoich naznosił, aż wejść nie można było ;)




W tydzień ma się uwinąć. Jeszcze zanim zaczął mąż pomalował szybko sufit gruntem śnieżki, by był biały. Farbą już nam się nie chciało malować. Co ciekawe, już samo pociągnięcie białym kolorem zmieniło wygląd kotłowni diametralnie. Już się nie mogę doczekać malowania ścian w całym domu!

dzień na działce

Kilka dni temu mieliśmy pracowity dzień. Mąż śmigał wałkiem po podłogach i malował gruntem. Ja natomiast ambitnie podeszłam do tematu i skosiłam CAŁĄ działkę podkaszarką. Dla przypomnienia, działka wyglądała tak:


Tak więc machałam tak sobie cztery godziny i wszystko wykosiłam. Ale żeby nie było, że to tak łatwo poszło, to nadmienię, że pot lał się ze mnie, a ręce drżały z wysiłki, bo nie miałam pasa na ramię. Wieczorem padłam na sofę i tak leżałam przez 2 godziny:


Ale za to duma mnie rozpierała. Działka teraz wygląda tak: