środa, 8 lipca 2015

nieśmiałe plany przeprowadzkowe

Pomału, pomału zbliżamy się do przeprowadzki. Dom jest w stanie (prawie) deweloperskim, więc i można śmielej planować. Cha, ile to już razy pisałam o przeprowadzce! Taaa, dziwiłam się sama nie raz i nie dwa. W październiku miną dokładnie 3 lata od wbicia łopaty i tak sobie myślimy, że fajnie byłoby się wtedy przeprowadzić. Ale oczywiście to wariant optymistyczny. Zakładam więc wariant pesymistyczny i tego się będę trzymać. Mianowicie nasz deadline wyznaczam na 30 listopada 2015, by święta były już w DOMU.

W sumie zostało nam nie tak wiele tych prac niezbędnych do wykonania przed przeprowadzką. Musimy wstawić piec i skończyć kotłownię, wyszlifować ściany i pomalować gruntem, wstawić schody, zrobić elewację plus kolor i podbitkę, ocieplić dach, postawić kilka ścianek, zamontować kominek. Przydałoby się zrobić jakąś kostkę przed domem. Chciałabym też nawieźć ziemi, aby posadzić wreszcie jakieś badylki, ale zobaczymy jak płynność finansowa nam pozwoli. Reszta to już zwykłe płytki, panele, malowanie. I zakup mebli. Jestem właśnie w trakcie robienia kosztorysu przedstawiającego plan meblowych zakupów. I cóż, życzę sama sobie powodzenia w szybkiej realizacji tych planów :) 

Zaczynam więc delikatne przygotowania przeprowadzkowe. Redukuję ciuchy w szafach (tak po jednej sztuce), wyrzucam stare klamoty, analizuję co jeszcze nie przyda się w domu. Z mebli bierzemy dosłownie klika sztuk: sofę, stolik kawowy, regał i stary stół z prl-u, który przyda się podczas urządzania się, a potem pójdzie na poddasze. Reszta wędruje na śmietnik i mąż nie może się doczekać, aż porąbie te rupiecie. Nawet nie bierzemy lodówki i pralki, bo te będą nowe.

No, to odliczam.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz