wtorek, 16 grudnia 2014

moja świąteczna specjalność

Zmobilizowałam się i przytargałam ze sklepu tony rodzynek, pomarańczy, kostek masła i innych składników. Zarezerwowałam sobie właściwe cały dzień na upieczenie moich najukochańszych świątecznych słodkości: mince pies według oryginalnego, angielskiego przepisu. W tym roku postanowiłam zrobić podwójną porcję, aby rozdać rodzince. Wyszło 6 muffinkowych blach, czyli 72 ciastka, a i tak zostało mi nadzienie. Zamroziłam je i będę miała do jakiś drożdżówek na przykład. Wałkowałam i wycinałam ponad 4 godziny, mając mąkę na sobie od stóp do głów, a słodkie nadzienie walało się po całej kuchni. W tle leciały wszystkie możliwe wersje "Jingle bells" i innych "White christmas", kot wertował szafki z przyprawami i przez chwilę nawet kontrolował jakość mojej pracy siedząc na taborecie i przyglądając się wnikliwie wałkowaniu. 
Warto było się zmęczyć! 


piątek, 5 grudnia 2014

pierniczki


W tym roku wyszły mi wyjątkowo smaczne. Obowiązkowo z prawdziwym miodem. Niestety, nie mam cierpliwości, aby je dekorować :D Zresztą, dość szybko znikają.
Pierniczka?


Kot też jakby świąteczny już. Muszę przyznać, że w tym roku nie psoci przy choince. Może już się znudziła przez tyle lat z rzędu?




poniedziałek, 1 grudnia 2014

choinka

Słowo się rzekło, choinka stoi:


Na zdjęciu nie wygląda niestety tak efektownie jak na żywo. Pięknie lśni na złoto, a czerwone lampki dają cudownie ciepłą poświatę. 
Teraz czas na dekorowanie mieszkania. 
Ech, jak sobie pomyślę, że za rok - jak wszystko dobrze pójdzie - dekorować będę mój dom z kominkiem, to już się nie mogę doczekać tych następnych świąt! A na zewnątrz dużo wieńców, tak jak tu:

No to na koniec na wesoło:


czwartek, 27 listopada 2014

zima za pasem

Kończy się listopad, zima za pasem. Dziś w nocy zapowiadają u nas aż -4 stopnie, tak więc trzeba było zakręcić wodę w domu, żeby nam rur nie rozsadziło. Poza tym prace elektryczne posuwają do przodu, pomału, ale systematycznie. Prawie cała instalacja jest już położona, zostało niewiele, np. światło na ganku (o kurcze, jeszcze ganek! - zawołał mój mąż jak już pochwalił się, że widać koniec jego prac :D). Teraz mąż będzie kładł kable telewizyjne, które będą we wszystkich pokojach.
A tymczasem widać już święta za rogiem :p Tak było u nas w zeszłym roku:


U mnie porządki świąteczne w pełni, a już w poniedziałek ubieram choinkę. A może nawet w niedzielę? Hmm, zobaczę jaki nastrój będę miała. Tak, szalona jestem, wiem :D Ale ja po prostu uwielbiam święta!

poniedziałek, 17 listopada 2014

jesienne prace

Za oknem listopadowa szaruga, a w naszym domu w miarę ciepło, gdyż mąż zainstalował kozę. Teraz chłód mu nie ciągnie po plecach i nie siorbie nosem. Ma tez radyjko, które uprzyjemnia mu czas, bo tak to by chyba tam zwariował sam, zwłaszcza, że spędza tam po kilka godzin.



Koza kosztowała z przesyłką 160 zł. To piecyk szamotowy, z cegłami w środku. Opalamy ją i deskami, i papierem i ekogroszkiem. Spełnia swą rolę, a to najważniejsze. Mąż pozaklejał dziury w stropie, aby ciepło mu nie uciekało, czyli wejście na poddasze oraz otwory wentylacyjne.



Poza tym małżonek dzielnie walczy z elektryką. Wszystkie sypialnie mają już doprowadzone kable, kotłownia też. Nawet domofon jest już wyprowadzony, a w zasadzie videodomofon. Mąż zapragnął takie urządzenie mieć w obejściu, żeby była jakaś nowoczesność, a nie tylko angielskie, babcine klimaty :D Mnie tam wystarczyłby zwykły domofon z bzyczkiem do furtki, bo aby zobaczyć kto dzwoni mogę zerknąć przez okno. No ale niech facet też coś ma po swojemu w tym domu.

wtorek, 11 listopada 2014

mała łazienka

Za oknem piękna, cudowna  jesienna aura i można byłoby trochę podziałać na budowie, np. położyć dach, ale cóż... Ech, nawet się już nie denerwuję. Chociaż elektrykę położymy. A może zimy w tym roku nie będzie? Bo w sumie za 2 tygodnie grudzień, a tu 15 stopni. No i jak będzie wyglądać moja choinka przy takiej pogodzie? Tradycyjnie ubieram ją w pierwszych dniach grudnia, a czasem nawet w Andrzejki (tak, szalona jestem) i trochę głupio to wyjdzie - tu chryzantemy na balkonie, a tu bombki.

No ale póki co to rozmyślam o domu. I tak wpadłam na pomysł, aby zmienić koncepcję odnośnie małej łazienki, czyli wc. Pierwotnie chciałam ją w kolorach rubinowo-złotych, ale już mi przeszło. Teraz chcę czarno-białą. Jak zobaczyłam to zdjęcie tak mnie wzięło:


Co prawda na zdjęciu jest czekoladowa tapeta, ale nie przeszkadza to w mojej wizji black and white, tak jak poniżej.



I tak, też chcę listwy przysufitowe, a zlew podblatowy najlepiej. A blat z czarnego granitu. Mmmm, ale się rozmarzyłam.... Tapeta czarna, w jakieś esy-floresy, najlepiej flokowana, ale one są baardzo drogie. Ta jest przepiękna:




Płytki do wysokości ok. 120 cm, białe, np. te Pallazo 1:



Tylko nie wiem jak by wyszło z ich wysokością, jeden rząd to mało, a dwa czy dobrze będą wyglądać. W sumie najchętniej widziałabym tu płytki imitujące białą boazerię z małych listewek, ale jest to upiornie drogie - 150 zł za SZTUKĘ. No ale bezsprzecznie piękne.




Oświetlenia nie zmieniam - dalej chcę kryształki, ale z chromem, a nie złotem.
Plafon:





Kinkiet:




Najbardziej martwi mnie sedes. Jest tam niewiele miejsca na niego, bo jest wejście i jakby nie były to i tak będzie wystawał. Myślałam o spłuczce podtynkowej, bo chyba najbardziej oszczędza miejsce, ale chyba najlepszym rozwiązaniem byłby t.zw. górnopłuk, spotykany obecnie w dość starych mieszkaniach, aczkolwiek są dostępne nowe modele dla koneserów. 

Mnie się to nawet podoba, ale mój mąż chybaby pękł ze śmiechu jakbym mu to zaproponowała i napomknąłby coś na temat babcinych łazienek z PRL-u.

A tak łazienka będzie wyglądać - wersja poglądowa:




poniedziałek, 20 października 2014

elektryka

Pomału, ale do przodu. Skończona jest elektryka w salonie, kuchni i spiżarni. 

Poniżej ściana w salonie:


A tu już kuchnia -  widok od salonu. Na suficie kabel dla żyrandola oraz bliżej okna kable do dwóch wiszących lamp nad blatem:


Kuchnia i wejście do spiżarni, która jest jeszcze bez czwartej ściany:


Kuchenna ściana z siłą do indukcji. Widać podręczne notatki męża:



I "taras". Gniazdko oraz dwa kable do lamp, które chciałabym mieć zwisające z sufitu daszku tarasowego, a nie na ścianie.


W domu doszło ostatnio do dramatycznych wydarzeń. W wiadrze z wodą utopiły się dwie myszki :( Zamieszkały niedawno pod stertą desek w kuchni i mąż znalazł ich budowane gniazdko z trocin. Myszki jednak uciekły przed nim, oprócz jednej, którą sparaliżowało ze strachu, albo zawału dostała, bo stanęła w miejscu i mąż ją wyniósł na dwór. Zostały tamte dwie, które skończyły żywot razem. Szkoda mi się ich zrobiło.

Tymczasem planujemy skończyć elektrykę w listopadzie. Zrobiona jest ta gorsza połowa, więc teraz powinno pójść szybciej.

wtorek, 7 października 2014

money, money money

Na budowie rewelacji nie ma, bo "robi się" elektryka, a że mąż robi ją sam, to i długo to trwa. Co i rusz ma do mnie pretensje, że mu wydziwiam w ostatniej chwili i że dobrze, że on się mnie pyta, bo połowę zrobiłby inaczej. Phi! Na razie mamy zrobiony salon z wyjściami na taras, kuchnię i spiżarnię.

Skoro więc spokój względny nastał, to posumuje koszty, bo zapomniałam to zrobić przy okazji SSZ.



fundamenty 11.500 + robocizna 5.000 = 16.500

ściany, strop, dach (bez blachodachówki) 38.600 + robocizna 18.000 = 56.600


okna, drzwi zewn. + montaż = 14.000

ogrodzenie (bez jednego boku działki) = 16.000

                                                        Razem 103.000 zł

Do tego należy doliczyć różne inne drobiazgi oraz wszelkie opłaty typu zakup projektu, 

przyłącza itd, co daje łącznie bez zakupu działki 120.000 zł.


Najbliższe wydatki to (orientacyjnie licząc):

blachodachówka 15.000

ocieplenie 10.000

tynki 8.000

podłogówka + piec 15.000

Kwoty sa orientacyjne i jedynie za blachodachówkę wiemy, że tyle nam pójdzie (razem z 

rynnami itd).

środa, 17 września 2014

elektryka

Pomalutku, ale jednak do przodu posuwają się prace instalacyjne. Mąż samodzielnie kładzie kable, więc trochę wolno to idzie, no ale za to satysfakcja gwarantowana. Zaczął od najgorszego, czyli salonu i tarasu. Potem ma nadzieję, że pójdzie mu szybciej z resztą domu.





poniedziałek, 8 września 2014

drewniany prezent

Mąż pomalował belki na ganki impregnatem. Teraz mają już docelowy kolor i muszę przyznać, że dobraliśmy go prawie idealnie do okien i drzwi. Dom jest teraz elegancki. 

Ponieważ kilka dni temu obchodziliśmy z mężem 5 rocznicę ślubu, zwaną drewnianą, śmiałam się, że dostałam od niego z tej okazji taki drewniany prezent :D




sobota, 30 sierpnia 2014

idzie jesień

Jesień za pasem, pojawiły się więc astry, chryzantemy - jedne z moich ulubionych kwiatków. 



Wyglądają bajecznie w promieniach zachodzącego słońca:D

wokół domu


Postawiliśmy belki na ganku - od razu dom wygląda schludniej. Niestety, drewno (modrzew) nam popękało przez tych kilka miesięcy leżakowania, musieliśmy więc zaszpachlować szczeliny. Właściwie to mnie nie przeszkadzało wizualnie, ale mąż jest pedant i nie mógł tego tak zostawić. Poszły na to 3 opakowania szpachli. Zaimpregnowaliśmy dodatkowo deski nad gankiem pod daszkiem, aczkolwiek teraz wyglądają jakby wyjęto je z wody.




Te poklejone drzwi to nie w oczekiwaniu na montaż, ale zabezpieczenie przed zabrudzeniem z zewnątrz, np. podczas ocieplania.

Pozdzierałam częściowo naklejki z okien od zewnątrz, a mąż od środka przymocował grubą folię. Przynajmniej nie widać, co jest w środku.


Mąż uporządkował trochę teren  i usunął górki ziemi powstałe podczas robienia ogrodzenia. Od razu jest ładniej i działka zrobiła się większa.


Za to za domem stoi woda pachnąca sielsko gnojówką. Już nawet żaby tam zamieszkały.


wtorek, 26 sierpnia 2014

kanalizacja

Po zakończeniu głównych prac na dworze, czyli montażu ogrodzenia, mąż zabrał się za podłączenie szamba. Z teściem wykopali rów pod rurę, a napracowali się przy tym niczym koń za pługiem. Wszystko przez wodę, która stoi wysoko i podmywała im to, co wykopali. Zresztą woda stoi też w rowie oraz w każdym dołku. Komarów przez to całe chmary latają. No ale jak ma być sucho jak leje co drugi dzień? Wracając do kopania, to panowie klęli przy tym na czym świat stoi. Teściu ledwo się po tym ruszał, bo wiadomo, lata robią swoje, a i mąż ledwo dowlókł się do domu. Jakie to szczęście, że w tym sezonie to koniec prac zewnętrznych. Wstawiliśmy dodatkowo taki trójnik, aby w razie awarii był łatwy dostęp do rury.



A dziś leje od rana, małżonek pojechał więc podłubać troszkę w chałupie. Teraz planujemy postawić dwa słupy na ganek, ale trzeba je najpierw przyszykować.

niedziela, 24 sierpnia 2014

ogrodzenie skończone (prawie)


Nareszcie!!! Wczoraj w sobotę udało się skończyć montaż ogrodzenia. Pogoda była łaskawa i mąż z teściem pięknie wszystko zrobili. Zostało jeszcze do postawienia ogrodzenia od strony sąsiada, ale te prace przekładamy na wiosnę.




Dom porządnie ogrodzony i już nikt nam się nie będzie pętał po działce. Teraz jesteśmy trochę spokojniejsi.

sobota, 23 sierpnia 2014

ogrodzenie c.d.

Dzielnie walczymy dalej z ogrodzeniem. Nie możemy się doczekać końca tej roboty, bo już nas cholera bierze z tą pogodą. Już dawno byśmy skończyli, a tak trzeba cykać po trochu bo deszcz wygania. No ale szczęśliwie wczoraj i dziś słonko świeci i przyjemnie się dłubie na dworze.

Tak więc mąż zamówił panele, obejmy i bloczki na podmurówkę.





Pierwotnie chcieliśmy kupić panele w kształcie łuków, aby były kontynuacją frontowego ogrodzenia, ale dowiedzieliśmy się, że taki model jest opatentowany czy jakoś tak i tylko jedna firma może produkować taki wzór, na dodatek chyba gdzieś z Pomorza. Transport kosztowałby sporo, a i czekać pewnie byśmy musieli. Wybraliśmy więc klasyczny wzór, z ocynkiem, grubość pręta 0,5 w cenie 106 zł/szt. Co do bloczków to chcieliśmy jakies bardziej dekoracyjne, ale nie mieli innych na stanie, a nam się nie chciało czekać na dostawę.  I tak nie będzie ich zbytnio widać, bo raz, że zasypiemy je ziemią, a dwa, obsadzimy zieleninką jakąś. Może wyjaśnię tutaj, dlaczego ten fragment ogrodzenia jest na podmurówce z bloczków, a nie z lanego betonu. Otóż ciągle liczymy na zakup tej działki za nami, a wtedy łatwo będzie usunąć takie ogrodzenie. 

A tu widać jak pięknie woda stoi w rowie pod bloczki:


Na szczęście tu nie laliśmy betonu, więc panowie sobie jakoś poradzili. Wczoraj obsadzili bloczki, a na dziś została zabawa z montowaniem paneli.


Mąż wrócił wczoraj tak jak dziecko z piaskownicy: brudny, zmęczony, ale szczęśliwy, że "tymi ręcoma" zrobił coś na działce, swojej działce. Satysfakcja z własnoręcznie wykonanych prac około domowych jest dla nas bezcenna.