wtorek, 31 maja 2016

mieszkamy!!!!



MIESZKAMY W NASZYM DOMU!!!!!!!!


I tak oto mamy 3 dzień mieszkania w naszym domu. Po koszmarnej przeprowadzce (upał, stres, wysiłek) nastał czas spokoju i trzeźwego spojrzenia na sprawę. Szał przeprowadzkowy bardzo mocno nadwyrężył mój stan psychiczny i fizyczny, ale sytuacja jest już opanowana. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę się przeprowadzać, a jak już, to wezmę tylko torebkę i mała walizeczkę, a resztę zostawię. Albo wynajmę ekipę, by mi spakowała wszystko od łyżki po sofę.

Pierwszego wieczora zjedliśmy na kolację pierogi ruskie elegancko przy stole w salonie i czułam się jak w restauracji, a potem wypiliśmy szampana na ganku i stłukliśmy kieliszki na szczęście (zawiązane w reklamówce, by szkło się nie rozprysło).

W domu czujemy się jeszcze nieswojo. Ja mam wrażenie, że wyjechałam gdzieś na urlop i jestem w wynajętym domku. Chodzimy po chałupie robiąc kilometry w poszukiwaniu różnych rzeczy, które nie wiadomo gdzie są, np. dwa dni szukaliśmy worka z gaciami i skarpetami męża, który leżał pod stertą innych worków kompletnie niezauważony.

Panna Kota o mało nie padła ze stresu. To był dla niej kompletny szok i dosłownie dygotała ze strachu, nie jadła, prawie nie piła. Szczęśliwie stan ten trwał 24 godziny i po tym czasie zaczęła zwiedzać dom z wielką ostrożnością. Po dwóch dniach śmiało chodziła wszędzie. Teraz już spaceruje względnie bez stresu, ociera się o rogi ścian i inne przedmioty, leży sobie na środku pokoju, ale jeszcze nie biega galopem i nie bawi się.

Ogarnęłam już sobie kuchnię i salon (powynosiliśmy kartony na strych). Nie mam jeszcze podłączonych zlewów w kuchni i niebieskiej łazience oraz pralki i zmywarki, ale jutro przyjdzie hydraulik. Co za szczęście, że mam zlew w kotłowni, więc nie ma problemu ze zmywaniem. Ugotowałam też pierwszy obiad na indukcji i jestem w niej zakochana. Kot wskoczył sobie na nią rano i oczywiście ją włączył, musiałam więc ustawić blokadę włączenia. Cały czas trzymam instrukcję użycia obok, bo ciągle zapominam tych wszystkich funkcji.

Ogólnie zdziwiona jestem, jak mocno zareagowałam stresem na przeprowadzkę. Mieszkanie, w którym mieszkaliśmy 7 lat zostawiło jednak jakiś sentyment, choć niespecjalnie lubiłam tam mieszkać. Tu mamy nowe otoczenie, niby lepiej, ale jednak trzeba się przyzwyczajać. Dodatkowo strasznie dziś przeżyłam sytuację, gdy śliczny ptaszek z ogromną siłą uderzył w okno tarasowe, aż piórka zostały na szybie. Oczywiście padł martwy. Aż mi łzy poleciały. Muszę jakoś oznaczyć te okna, bo dopóki nie zrobimy zadaszenia tarasu na pewno takie sytuacje się powtórzą, a ja tego nie przeżyję.

Ale jest bardzo przyjemnie. Można walić młotkiem w ścianę o 23-ej, śpiewać na cały głos pod prysznicem i puszczać bardzo, bardzo, bardzo głośno muzykę, o czym zawsze marzyłam. Cały dom się trzęsie, a ja wreszcie mam użytek z moich głośników. Choćby po to warto było się przeprowadzić :D



piątek, 27 maja 2016

to już koniec!

To mój ostatni wpis ze starego mieszkania. Następny będzie już z NASZEGO DOMU. Wszystko spakowane czeka na przeprowadzkę, a ja nie mogę uwierzyć, że to już. Panna Kota chodzi po mieszkaniu bardzo zdziwiona zamieszaniem i bałaganem. Martwię się o nią, jak zniesie przeprowadzkę zarówno jutro jak i w ogóle. Jakoś to będzie. Padam na twarz ze zmęczenia, kręgosłup chyba mi pęknie na pół i chciałabym, aby była już niedziela i było po tym całym zamieszaniu.

No to czas na nowe! 




finałowe różności

Emocje sięgają zenitu. Spać nie mogę już od 5 rano, choć padam na twarz już o 23 wieczorem. Ostatni tydzień ostro daje mi się we znaki, bo 12-sto godzinne sprzątanie, pakowanie, montowanie jest dość wyczerpujące. Ale to nic, byle do soboty i już będzie lżej.

Wczorajszy czwartek, czyli Boże Ciało, spędziliśmy pracowicie. Blaty są przycięte i docięte oraz przykręcone. Został do podłączenia zlew i bateria. Indukcja działa.  Ponadto zerwałam wreszcie folię z drzwi wejściowych i je umyłam. Powywalałam wszystkie kartony porozkładane na podłodze w salonie i aż pokój się od tego powiększył. Pozamiatałam cały dom i umyłam z grubsza podłogi, żeby się nie pyliło kurzem. Już zapomniałam jak piękne mam panele :) Poniżej widać trochę podłogę wraz z listwami podłogowymi, które zapomniałam wkleić ostatnio. Uwielbiam tę listwę pod oknami tarasowymi, a to położona poziomo - frezem do przodu - listwa podłogowa, tylko że skrócona.






Przy okazji mycia okien zauważyłam straszną rzecz. Chyba zniszczyłam parapety granitowe na amen :( W sklepie nie powiedzieli mi, że trzeba je impregnować, wręcz podkreślili, że NIE trzeba. Niestety wprowadzono mnie w błąd. No i jak raz myłam okna kilka miesięcy temu to pochlapałam je wodą z płynem i zostały ślady. Myślałam, że to takie powierzchowne plamy, więc nie wycierałam tego. Tymczasem chyba tego nie usunę, bo wsiąkło na stałe. Strasznie mi szkoda tych parapetów i to wszystkich :( Lipa wyszła straszna :( Kupię jakiś preparat, ale wątpię w sukces.


Za to dobra wiadomość jest taka, że spłuczka sedesowa działa :)



środa, 25 maja 2016

portal, listwy, schody

Co za tydzień!!! Ostry sprint tuz przed metą i już ledwo na oczy patrzę ze zmęczenia.

W poniedziałek przykleiliśmy portal kominkowy oraz pomalowałam ścianę dookoła wkładu. Wyszło bajecznie, ale wkleję zdjęcia jak skończę wszystko. Tak jak nie lubię szarego we wnętrzach, tak antracyt w połączeniu z bielą jest fantastyczny.

We wtorek dwóch panów montowało listwy podłogowe oraz progi. Własnie uzmysłowiłam sobie, że zapomniałam zrobić zdjęcia, nadrobię więc to niedopatrzenie jutro. Listwy wyszły lepiej niż się spodziewałam, zwłaszcza ta pod oknami tarasowymi. Panowie pięknie pociągnęli też akryl w szczelinach aż mi dech zaparło na efekt końcowy.

Dziś, w środę, zamontowano schody. Na razie tylko stopnie, reszta, czyli tralki i poręcz, w następnych dniach. Schody są bardzo eleganckie i po prostu piękne! Ale jeszcze na nie nie weszłam, bo nie było czasu.



W międzyczasie pakuję nas, słaniając się na nogach. Worów oraz kartonów przybywa i mieszkanie wygląda jak przytułek dla uchodźców. Robię ostatnie prania, aby nie wieźć brudów na wieś.
Czas nagli, bo do przeprowadzki zostało 2 dni!!!
Taka przeprowadzka ma dużą zaletę, bo człowiek wywala wiele zbędnych rzeczy. Wczoraj poszły dwa wory ciuchów. Aż mi lżej na duszy. Pozbędę się złej energii i na pewno będzie się lepiej żyło.

Ponadto umyłam na błysk wszystkie okna i szybą lśnią jak kryształ. Przy okazji zauważyłam, że ekipa od ocieplenia pomimo folii na oknach zabrudziła szyby i chcąc je doczyścić jakiś idiota zarysował czymś ostrym szybę. Grrr.

Mamy tez problem z sedesem w dużej łazience, bo okazało się, że płytkarz źle zamontował go i wali szambem. Nasz hydraulik nam to naprawi, ale to za dwa tygodnie gdzieś. Na razie eliminuję smród domestosem. A w ogóle to spłuczka mi się dziś zepsuła od tego kibelka.

Spędzam całe dnie na wsi i czuję się oderwana od rzeczywistości. Rano jadąc tam jest dość chłodno, więc ubieram się cieplej, a i w domu długo było 19-20 stopni, doznałam więc szoku widząc za oknem ludzi ubranych w krótkie rękawki i nogawki, gdy ja miałam na sobie grube dresy :) Dom przyciąga mnie jak magnes i moje rzeczy też. Ciągle coś tam zostawiam przez zapomnienie: a to bluzę, a to koszulkę, a to inne części garderoby, a to ładowarkę, a to błyszczyk. A ja należę do osób, które nigdy przenigdy nie gubią i nie zostawiają swoich rzeczy, choćbym nie wiem w jakim stanie psychofizyczym była ;)

Że już nie wspomnę o moich paznokciach, które są kompletnie zrujnowane.




niedziela, 22 maja 2016

montujemy szafki - dzień 5.,6.,7.

Trzy kolejne dni montażowe, a właściwie dwa i pół, zakończyły się jako takim sukcesem. Z grubsza kuchnia jest gotowa. Wszystkie szafki są skręcone i stoją na miejscu, oczywiście nie bez problemów. Trzeba teraz przyciąć blaty (zaolejowałam je już dwa razy i zastanawiam się na trzecim) na wymiar i wyciąć otwór na indukcję oraz podpiąć do prądu sprzęt elektryczny oraz umocować zlew wraz z podłączeniem wody. No i przykręcić uchwyty. Musimy też ogarnąć podłączenie okapu oraz dosztukować do blatu pod oknem coś jakby parapet. Teraz jest tak (zdjęcia z telefonu):




Ogólnie efekt jest dla mnie niesamowity. Kolor szafek jest cudownie ecru i perfekcyjnie współgra z piekarnikiem i okapem. Kupiłam też dywanik do kuchni w identycznym kolorze co fronty plus beż i wygląda to bajecznie, ale pokaże go później.

A propos uchwytów, to zrobiłam babola. Otóż uchwyty dolnych szafek miały być czarne wraz z okuciami piekarnika, żyrandolem i stolikiem. Po zamontowaniu piekarnika doszło do mnie, że ma on okucia w kolorze starego złota, co zresztą wygląda bardzo ładnie. Okap też ma przyciski w kolorze starego złota. No i teraz te czarne uchwyty w ogóle nie pasują, bo tu złoto, tu czerń, a na górze białe gałki z  różem i srebrem. Lipa po prostu. Zamienię więc te czarne na złote i będzie dobrze.

Złożyliśmy i przygotowaliśmy do klejenia portal kominkowy, ten mój święty portal. Wygląda niebiańsko i pokój jest totalnie zmieniony. Nawet mąż był pod wrażeniem. Ale pokażę zdjęcia dopiero jak go skończę montować :D

Tymczasem ekipa w ostatniej chwili przesunęła termin montażu listw z poniedziałku na wtorek, co mi strasznie skomplikowało sprawę, bo na poniedziałek miałam mieć dowóz lodówki. Musiałam więc zmieniać termin dostawy, ale dopiero na piątek, co tez mi średnio pasuje, ale co zrobić. Za to być może we wtorek lub w środę mam mieć montowane schody, po dwóch miesiącach od pierwotnego terminu. Jutro się dowiem.

Aż żal wracać do mieszkania w takie cudownie ciepłe wieczory :D



piątek, 20 maja 2016

odliczamy do przeprowadzki

Przyjechał mój święty portal kominkowy. Jest w 3 częściach i wygląda rewelacyjnie. Co prawda efekt będzie widać po złożeniu, a i mam nadzieję, że wszystko równo będzie pasować, ale już teraz aż mam ochotę piszczeć z radości 

Wczoraj dowieźliśmy indukcję i piekarnik i dziś mamy zamiar zacząć je podłączać. Do końca niedzieli chcę mieć skończoną kuchnię i kropka.

O mamuńciu. Za tydzień nasza przeprowadzka. Za tydzień! Nie mogę spać z wrażenia, bo tańczą mi przed oczami szafki kuchenne, piekarniki, dywaniki, kartony z klamotami. Adrenalina zdecydowanie skoczyła i endorfiny szaleją. Stres trochę odpuścił, bo wszystko zaczyna się układać samoczynnie. No i zwyczajnie jestem strasznie ciekawa, jak nam się będzie mieszkać nie w bloku i z dala od miasta.


Zapomniałam jeszcze dodać, że obecne mieszkanie zaczęło nas odrzucać, w sensie, że chce się nas pozbyć jak najszybciej. W ciągu ostatnich 2 miesięcy zepsuł się zawór wody od pralki i kran w łazience oraz zamek w drzwiach od łazienki, przez co mąż nie mógł z niej wyjść. Natomiast wczoraj mieliśmy pożar w kuchni z najbardziej nieprawdopodobnego powodu. Otóż mąż postawił sobie lusterko (dwustronne na wysokiej nóżce) na stole w kuchni i się w nim przeglądał. Kuchnia była cała zalana słońcem, bo jest akurat od strony południowo-zachodniej. Po kilku minutach mąż wstał od stołu i podszedł do zlewu myć naczynia. Po 5 minutach poczuł swąd. Odwraca się, a tu lampka z abażurem stojąca na parapecie płonie żywym ogniem. Wyjął wtyczkę z kontaktu, myśląc, że to zwarcie od żarówki, zdmuchnął jakoś ogień po czym się okazało, że pożar wybuchł od wiązki słońca odbitej od lusterka, a skierowanej na abażur! Poniżej widać jak do tego doszło:




Normalnie gdyby tak wyszedł do pokoju to chyba cała kuchnia by się spaliła nim byśmy się zorientowali. Widziałam na filmie na YT, ze pokój pali się jakieś 2 minuty lub mniej. Także tak, niewiele brakowało, a nie miałabym co przewozić do domu w związku z przeprowadzką. 



wtorek, 17 maja 2016

portal kominkowy i agd

Otrzymałam właśnie od stolarza zdjęcie portalu kominkowego. Dech mi zaparło z wrażenia, bo jest prześliczny! Dokładnie o to mi chodziło! Nawet bez białej farby jest po prostu idealny. Tradycyjnie aż mi się płakać chciało jak go zobaczyłam :D


Portal jest z olchy i ma kosztować z malowaniem 1.200 zł. Zobaczę go dopiero przy odbiorze, bo zamówiłam na odległość. Mam trochę stracha, czy na pewno będzie ok, ale zapowiada się imponująco.

Ponadto zamawiam dziś piekarnik Hotpoint Ariston:



Płytę indukcyjną - i tu się waham między Electrolux a Whirlpool:




I jeszcze lodówkę z dostawą na przyszły tydzień. Musi mieć szerokość 55 cm, będzie więc wysoka na 180 cm, a że wyboru zbytnio nie ma, będzie Beko.


To jeszcze wrzucę gałeczki:


poniedziałek, 16 maja 2016

montujemy szafki - dzień 3. i 4.

Idzie nam ten montaż jak krew z nosa. W ulotkach instruktażowych wszystko tak pięknie wygląda, że raz, dwa i wszystko skręcone, i już można pić kawkę w nowej kuchni. Rzeczywistość jest jak zwykle inna.

Cały 3. dzień montażowy zszedł nam bardziej na pracach koncepcyjnych, czyli myśleniu. Pojawiło się bowiem mnóstwo problemów. Kontakty nie pasowały o 1-2 cm i trzeba było je usuwać. Rura odpływowa przeszkadza i trzeba wyciąć podłogę w szafce. Przestawialiśmy szafki tam i z powrotem kilka razy, mierząc miarką co do milimetra. Przyłożyliśmy blat (cudny!) oraz zlew, aby zobaczyć jak to będzie wyglądać. Za górne szafki nawet się nie braliśmy, jedynie rozrysowaliśmy sobie jak mają wisieć. Skręciliśmy tylko 4 szuflady, aby były gotowe i pojechaliśmy do domu.

4. dzień były konkretniejszy, choć nie bez frustracji. Zabraliśmy się za szafki wiszące. Postanowiliśmy nie wieszać ich na szynie montażowej, bo przeszkadzają nam płytki, mąż zakupił więc haki. Nasz sąsiad wybił nam jednak z głowy ten pomysł, mówiąc, że się zarobimy pasując korpusy co do milimetra. No to niech będzie ta listwa, tylko że nie mieliśmy odpowiednich do tego kołków rozporowych, które w końcu pożyczył nasz sąsiad (każdy kołek inny). Matko, prawie 4 godziny zeszły na mocowaniu listw. Problemem był dystans, jaki tworzą płytki i mąż nabiedził się zdrowo, aby go zniwelować. No ale w końcu się udało i szafki zawisły (idealnie dopasowane dzięki listwie), dołożyliśmy fronty (super montuje się zawiasy) oraz półki. I mamy takie coś:



Bardzo nam się podoba. Wyjęłam moje słodkie uchwyty-gałeczki w różowe kropki i pasują idealnie, choć mąż się zdziwił, że to nie z Ikea przecież :) Nie o wszystkim mężowie muszą wiedzieć, prawda?

I tu się przyznam, że przeżyłam chwilę, która zjeżyła mi włosy na głowie. Gdy ustawiliśmy szafki pod oknem, aby je przymierzyć, zorientowałam się, ze jakoś tak mało miejsca zostało na panel maskujący przy ścianie. Wzięłam miarkę i zgroza mnie ogarnęła, bo okazało się, że pomyliłam się w wymiarach i projekt kuchni jest na szerokość 2,71 m, a w rzeczywistości jest 2,64 m - aż 7 cm mniej! Co za szczęście, że tam było tyle luzu z boku, bo teraz jest idealnie. Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby szafki nie weszły.

Zabraliśmy w końcu kota na wieś. Bidulka była bardzo nieszczęśliwa i wystraszona nowym miejscem. Nie chciała wyjść z torby i prawie cały czas tam przesiedziała. Dobrze czuła się tylko w sypialni, gdzie jest materac do spania z kocami pachnącymi nami. Mąż był na mnie zły, że ją męczę, no ale musiał nastąpić ten pierwszy raz dla niej. Następny będzie lepszy. Ech, taka już bojaźliwa moja panna i nic na to się nie poradzi. Tak się bała moja kota (dla spostrzegawczych):





piątek, 13 maja 2016

budowa skończona!!!

Historyczny moment: z dniem 12 maja 2016 r. nastąpił oficjalny odbiór domu i tym samym budowa się skończyła!!! Pozwolenie na budowę otrzymaliśmy w lipcu 2012 r, więc po prawie 4 latach naszego żółwiego tempa osiągnęliśmy metę. Dziwne to uczucie, bo niby jak to, koniec? Już mamy dom? I można w nim mieszkać? I się zameldować? Cudownie zbiegło nam się z przeprowadzką, która już za dokładnie 2 tygodnie (27 i/lub 28 maja). Znaczy finał przeprowadzki wtedy nastąpi, bo klamoty zaczniemy zwozić już od jutra.

Tymczasem przesunęłam termin montażu listw podłogowych na poniedziałek 23 maja. Tak będzie wygodniej ekipie, bo nie będzie wtedy tyle rzeczy na podłodze.

Tak szczerze mówiąc to jesteśmy w lesie z przeprowadzką: kuchnia w proszku, nie ma klamek w drzwiach, nie ma schodów, jest milion poprawek malarskich do zrobienia, nie ma kontaktów i włączników (szewc bez butów chodzi) i czekam na przyjście mojego świętego portali kominkowego. To będą wesołe dwa tygodnie :)



wtorek, 10 maja 2016

ostatnia prosta - dokumenty

Zbliżamy się do końca budowy domu, tego urzędowego. Geodeta zrobił mapki (600 zł za cztery kartki! świetna fucha, nie ma co ) i wszystkie papiery są złożone w urzędzie. Odbiór domu ma nastąpić w tym tygodniu jeszcze. Wreszcie będzie można zmienić ubezpieczenie na lepsze, no i wyrobić nowe dokumenty osobiste. I pożegnamy żółtą tablicę informacyjną. 

Tymczasem czas leci i zbliża się termin przeprowadzki. Na pewno nastąpi to w okolicach Bożego Ciała (26 maja) , tylko nie wiem, przed czy po tym święcie. Będzie niezły sajgon w domu, gdy zwieziemy klamoty, ale ja uwielbiam takie zamieszanie, bo potem można sobie długo sprzątać i układać, co bardzo lubię robić. No i urządzać się powoli, co będzie bardzo ekscytujące. 

W tym tygodniu chcę zabrać kota na pierwszą wycieczkę na wieś, aby się przyzwyczajała pomału do nowego wnętrza, co wiem, że strasznie jej się spodoba.




poniedziałek, 9 maja 2016

montujemy szafki - dzień 2.

Drugiego dnia montowania szafek kuchennych nie zmontowaliśmy ani jednej szafki, choć mieliśmy szczere zamiary i chęci. Pojechaliśmy  do domu z wałówką, aby zjeść niedzielny obiad na miejscu i zabraliśmy się do pracy. Na pierwszy ogień poszła zmywarka, która stała sobie dotąd grzecznie w kąciku nierozpakowana. Chciałam wstawić ją na miejsce, aby zobaczyć jak będzie się wszystko komponować względem rur i kontaktów. Zdjęliśmy opakowanie i oczom naszym ukazała się ruina. Cała góra zmywarki była popękana, pogięta, połamana, zerwana gumowa otulina. Cała metalowa  obudowa natomiast była jakby w kształt trapezu, a nie kwadratu, tak jakby coś zgniotło zmywarkę od boku. Byliśmy w szoku, bo opakowanie było w doskonałym stanie i nic nie wskazywało na uszkodzenia. Widocznie w fabryce ktoś zapakował uszkodzony sprzęt i w Ikea nikt nie domyślił się tego, także my. Wnerwiliśmy się strasznie.

Zadzwoniłam na infolinię Ikea zapytać, jaka jest procedura reklamacji. Pani zaproponowała przyjazd ze zmywarką i wymianę od ręki lub internetowe zgłoszenie z oczekiwaniem na przyjazd kogoś ze sklepu, co potrwa jakieś dwa tygodnie. Niewiele myśląc spakowaliśmy sprzęt do auta (nie bez trudu, bo auto małe, a i ja nie mam tyle krzepy, by dźwigać takie ciężary) i pojechaliśmy 100 km do sklepu. Stresowaliśmy się całą drogę, co jeśli sklep odmówi reklamacji i powie, że to my upuściliśmy zmywarkę (chyba z 2 piętra musiałaby spaść, by tak się zniszczyć). Szczęśliwie cała reklamacja przebiegła pomyślnie, ale pracownicy byli w szoku widząc stan zmywarki i powiedzieli, że będą musieli zweryfikować fabrykę. My natomiast pojechaliśmy na magazyn zewnętrzny odebrać nową. Pan zajeżdża wózkiem z nową zmywarką, patrzymy, a tu opakowanie, znaczy styropian, uszkodzony z jednej strony. Odmówiliśmy przyjęcia jej. No to przywieźli następną, którą rozpakowaliśmy na miejscu, i która okazała się ok. Przynajmniej wizualnie, bo czy działa, to się dopiero okaże.

No i tyle się nacieszyłam tym pięknym znakiem na przyszłość, jakim była tęcza. Może jednak to był zły znak? Niedzielę zmarnowaliśmy na wycieczkę do sklepu, a jak wróciliśmy była już 18-sta i mieliśmy dość wszystkiego, więc wróciliśmy do mieszkania, choć oczywiście wolałabym nocować już w domu.





sobota, 7 maja 2016

montujemy szafki kuchenne - dzień 1.

Strasznie nie mogłam się doczekać dzisiejszego dnia, gdy wreszcie zabierzemy się za kuchenne szafki. Energia wprost rozpierała mnie! Najpierw skręciliśmy szafkę górną, bo wydawała się łatwa i chciałam zobaczyć jak w ogóle pójdzie nam ta robota. Efekt był zadowalający i potem wzięliśmy się za szafki dolne. Skręciliśmy wszystkie korpusy dość sprawnie, nawet zamontowaliśmy nóżki. Zarys kuchni już jest.



Oczywiście nic nie może być proste jak dwa razy dwa i mamy problem z rurami przy zlewie oraz kontaktami. Trzeba będzie chyba usunąć całą ściankę (od zlewu), a w drugiej wyciąć otwór. Od początku przeczuwałam ten problem i niestety się sprawdziło. No i trzeba będzie skracać cokół, bo nóżki chcemy mieć 6 cm, znaczy musimy mieć 6 cm, bo inaczej okna nie otworzę.

Gdy tak sobie pracowaliśmy, za oknem tarasowym miałam taki piękny, sielski obraz: zieleń, kwitnące drzewa i konik ciągnący pług, choć słabo go widać na tym zdjęciu (jest w samym środku na lewo od wysokiego drzewa).




Normalnie uwielbiam nasz dom i jego otoczenie. Gdzie nie spojrzę to zachwycam się widokiem  :)

A teraz będzie magia. Zawsze wierzyłam w znaki i dalej wierzę. I tak oto podczas przyjemnego skądinąd wkręcania śrubek, patrzymy za okno, a tu naszły chmury z deszczem, co spowodowało tęcze. Ale jaką! Podwójną, w pełnej krasie, w mega mocnych kolorach i to centralnie na wprost naszego domu. Co za piękny omen na przyszłość! Normalnie pisnęłam z zachwytu jak ją zobaczyłam, a i mąż był pod wrażeniem. Szkoda, że telefon nie objął jej całej, bo aparatem na pewno lepiej by mi wyszło. No i zdjęcie nie oddaje niestety urody zjawiska.




Z domu wróciliśmy już po ciemku  nie bez żalu. Moje serce już chyba tam zamieszkało na stałe :D






środa, 4 maja 2016

meble kuchenne skompletowane

Zgodnie z planem pojechaliśmy po meble kuchenne do Ikea. Niestety, wbrew pierwotnym planom, nie pojechaliśmy na tygodniu, gdy ruch jest mały, ale w najgorszy dzień w roku, czyli 2 maja. Na miejscu byliśmy o 10.10 i już wtedy parking był pełny. Po konsultacji  ze sprzedawcą w sprawie mebli kuchennych (40 minut) ruszyłam z kopyta między regały kompletować wszystko. Pojechaliśmy w 4 osoby, a wózków mieliśmy 5 i przy kasie utworzyliśmy długi ogon. W sumie poszło nam dość sprawnie, ale w samym sklepie zeszło nam 4,5 godziny. Cała wycieczka do sklepu zajęła 10 godzin wliczając rozładunek miliona paczek. Byliśmy kompletnie wykończeni, ale ja mimo to szalałam z radości, oczywiście tak statycznie, bo zmęczenie mi nie pozwalało wyeksponować tę radość.

Paczki teraz leżą sobie grzecznie i czekają na montaż. Mam nadzieję, że zabierzemy się za to najpóźniej w weekend i że wszystko wzięliśmy z listy. Oprócz mebli kuchennych przywieźliśmy też wielką szafę do sypialni oraz drobiazgi typu pościel, patelnie, talerze oraz zmywarkę. Zastanawialiśmy się jeszcze nad wzięciem sofy i fotela, ale nie zmieściłyby się w samochodzie.

 Nie mogę już wysiedzieć w mieszkaniu wiedząc, że tam czeka na mnie mój piękny dom :)


Te szafki wybrałam: