poniedziałek, 9 maja 2016

montujemy szafki - dzień 2.

Drugiego dnia montowania szafek kuchennych nie zmontowaliśmy ani jednej szafki, choć mieliśmy szczere zamiary i chęci. Pojechaliśmy  do domu z wałówką, aby zjeść niedzielny obiad na miejscu i zabraliśmy się do pracy. Na pierwszy ogień poszła zmywarka, która stała sobie dotąd grzecznie w kąciku nierozpakowana. Chciałam wstawić ją na miejsce, aby zobaczyć jak będzie się wszystko komponować względem rur i kontaktów. Zdjęliśmy opakowanie i oczom naszym ukazała się ruina. Cała góra zmywarki była popękana, pogięta, połamana, zerwana gumowa otulina. Cała metalowa  obudowa natomiast była jakby w kształt trapezu, a nie kwadratu, tak jakby coś zgniotło zmywarkę od boku. Byliśmy w szoku, bo opakowanie było w doskonałym stanie i nic nie wskazywało na uszkodzenia. Widocznie w fabryce ktoś zapakował uszkodzony sprzęt i w Ikea nikt nie domyślił się tego, także my. Wnerwiliśmy się strasznie.

Zadzwoniłam na infolinię Ikea zapytać, jaka jest procedura reklamacji. Pani zaproponowała przyjazd ze zmywarką i wymianę od ręki lub internetowe zgłoszenie z oczekiwaniem na przyjazd kogoś ze sklepu, co potrwa jakieś dwa tygodnie. Niewiele myśląc spakowaliśmy sprzęt do auta (nie bez trudu, bo auto małe, a i ja nie mam tyle krzepy, by dźwigać takie ciężary) i pojechaliśmy 100 km do sklepu. Stresowaliśmy się całą drogę, co jeśli sklep odmówi reklamacji i powie, że to my upuściliśmy zmywarkę (chyba z 2 piętra musiałaby spaść, by tak się zniszczyć). Szczęśliwie cała reklamacja przebiegła pomyślnie, ale pracownicy byli w szoku widząc stan zmywarki i powiedzieli, że będą musieli zweryfikować fabrykę. My natomiast pojechaliśmy na magazyn zewnętrzny odebrać nową. Pan zajeżdża wózkiem z nową zmywarką, patrzymy, a tu opakowanie, znaczy styropian, uszkodzony z jednej strony. Odmówiliśmy przyjęcia jej. No to przywieźli następną, którą rozpakowaliśmy na miejscu, i która okazała się ok. Przynajmniej wizualnie, bo czy działa, to się dopiero okaże.

No i tyle się nacieszyłam tym pięknym znakiem na przyszłość, jakim była tęcza. Może jednak to był zły znak? Niedzielę zmarnowaliśmy na wycieczkę do sklepu, a jak wróciliśmy była już 18-sta i mieliśmy dość wszystkiego, więc wróciliśmy do mieszkania, choć oczywiście wolałabym nocować już w domu.





2 komentarze:

  1. Wiem, że teraz nerwów najecie się sporo, ale za jakiś czas będziecie wspominać to wydarzenie z uśmiechem na ustach mówiąc "a pamiętasz jaką minę maił facet w sklepie, gdy zobaczył zmywarkę?" ;) Głowa do góry! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci bardzo za tak miłe słowa otuchy!
    Ja nie przypuszczałam, że ostatnie tygodnie przed przeprowadzką będą takie nerwowe. Wyobrażałam je sobie jako magiczny czas pełen ekscytacji w związku z nowym, że będę sobie wertowała sklepy w necie w poszukiwaniu karnisza lub poduszek, a tu szaleństwo. Do tego inne problemy na głowie i mamy istny kocioł. Ale juz niedługo finisz i początek nowego. I wierzę, że będzie super!

    OdpowiedzUsuń