poniedziałek, 27 kwietnia 2015

tynki skończone!!!

Tynkowanie zakończone!! 
W miniony wtorek, 21 kwietnia,  prace zostały zakończone, natomiast rozliczyliśmy się dopiero w sobotę 25-go. Ogólnie tynk położony jest bardzo ładnie. Ekipa starała się i to widać. Co prawda rozpędzili się i niepotrzebnie polecieli kwarcem w kotłowni, gdzie i tak będą kafelki, ale ok. Tynki podobają nam się już na tym etapie, choć trzeba je jeszcze wyszlifować oraz pomalować dwukrotnie gruntem. Poprzednim razem nie byłam przekonana, ale teraz potrafię sobie wyobrazić finalny efekt. Dom wygląda jak mokra piwnica, gdyż jeszcze ściany są mokre, ale niewątpliwie zyskał na urodzie. Jesteśmy podekscytowani postępem prac, bo naprawdę widać konkretne zmiany.








Powyżej ściana z kwarcem z bardzo, bardzo bliska. Te duże ziarenka odpadną podczas szlifowania.

Przejdźmy do kasy. Przypomnę, że tynki były kładzione ręcznie, zacierane kwarcem, z profilami wszędzie, gdzie się dało plus ściany szczytowe na poddaszu.

materiały 1.533 zł
transport 530 zł
robocizna 14zł x 500m = 7.000 zł - 200 zł                                                            upustu = 6.800 zł

RAZEM 8.863 zł

Pan tynkarz szczegółowo wyliczył nam na kartce każdy centymetr prac i z uśmiechem dał nam 200 zł rabatu "na perfumy dla żony oraz na wypożyczenie szlifierki" - jak to określił. Naprawdę, bardzo przyjemny człowiek :D Wzięliśmy od niego namiary na innych fachowców, może akurat tez nam przypadną do gustu. 

Następny etap prac do położenie płytek w kotłowni jeszcze przed hydrauliką. Wybraliśmy już gres techniczny w kolorze beżowym po 11,99 zł/m2. Rozmawialiśmy już z jednym fachowcem i zażyczył sobie 40zł/m2 robocizny. Nie wiem, czy to dużo, bo jeszcze nie sprawdzaliśmy u innych, ale na pewno kwota ta jest wkurzająca w porównaniu z ceną płytek, no ale co zrobić, fachowcy cenią się.

środa, 15 kwietnia 2015

tynki robią się

Dziś pojechałam pierwszy raz zobaczyć postęp prac ekipy tynkarzy. To ich trzeci dzień na budowie. Zajechaliśmy z mężem i ja o mało nie przewróciłam się z wrażenia, a raczej przerażenia. Owszem, mąż mówił, że jest bałagan, ale zobaczyć to na żywo to co innego. Normalnie w szoku byłam. Dom wygląda w środku jak po powodzi. Te szare ściany, takie nieobrobione, to jak w ruderze jakiejś. Wiadomo, że to stan przejściowy, ale widok zrobił swoje. Szef ekipy aż się zaśmiał trochę z nas i pocieszał, że za kilka dni będzie lepiej.

Proszę, jaki katastroficzny widok:







Sufit:


A niżej widok na futrynę z profilami. Nie ma co prawda potrzeby montować ich w drzwiach, ale jakoś mamy dziwne przeczucie, że tak będzie dobrze i już.


Tu poniżej widok na skończoną już ścianę, ale jeszcze dość mokrą. Na wierzchu osławiony kwarc. A, i to nie ściana jest taka skośna, ale jak tak pięknie cyknęłam fotę:


No i tutaj widok na ścianę z bardzo bliska. Z lewej otarty kwarc, z prawej przyklejony. 


Nie wiem, być może jeszcze za wcześnie na oceny, ale spodziewałam się innego efektu. Wiem, że to musi wyschnąć i potem trzeba to pociągnąć gruntem, no i z farbą też będzie inaczej. Znaczy, podoba mi się, ale myślałam, że trochę inaczej to wyjdzie.

Na zewnątrz przygnębiającego widoku ciąg dalszy. Błoto cementowe, bałagan, a brama jest cała biała od pyłu. 




Naprawdę, ta wizyta wstrząsnęła mną bardzo. Mąż też się przejmuje, bo on jest pedant trochę i nie lubi jak na działce jest bałagan. Pocieszamy się, że to najbrudniejsza robota w domu i skończy się za jakiś tydzień. 

wtorek, 14 kwietnia 2015

jeszcze o tynkowaniu

Okazało się, że tynkarze zostaną u nas do końca prac, który ma nastąpić za jakiś tydzień. Nie będzie więc przerwy w tynkowaniu. Cieszę się bardzo, gdyż dom zmieni swe oblicze i będzie już tak bardziej dewelepersko  Przy okazji pochwalę się, że ekipa tynkarska jest pod wielkim wrażeniem elektryki w wykonaniu mojego osobistego małżonka, że tak dokładnie i elegancko położone wszystko. Mąż oczywiście chodzi dumny jak paw, bo w końcu wiedzą co mówią, gdyż napatrzyli się po budowach na roboty fachowców 

My tymczasem rozglądamy się pomału za piecem. Zastanawiamy się nad firmą Zębiec, polską firmą. Głowimy się tez nad rozwiązaniem kwestii ciepłej wody w domu w okresie letnim, aby nie trzeba było rozpalać w piecu. Elektryka odpada, bo za drogo. Może kolektory słoneczne? Już sami nie wiemy.

tynkujemy

Zaczęło się tynkowanie. Co prawda w pierwszy dzień panowie mieli tylko przygotować ściany i osłonić okna, ruszyli jednak z kopyta. I teraz dom wygląda jak opuszczona rudera do rozbiórki :D


W poprzednim poście oczywiście pokręciłam wszystko i ten piach potrzebny był do zaprawy, a nie jakiegoś nacierania :D

Na budowie jest 4 panów, robota idzie więc sprawnie. Tynkujemy także poddasze - ściany szczytowe, kolankowe i kominy. Jeszcze nie podjęliśmy decyzji odnośnie rodzaju tynków, ale skłaniamy ku zacieranych kwarcem. Tymczasem mąż denerwuje się, że nie zdążył wszystko sobie zrobić, zwłaszcza tej próby włącznikowej. No nic, jakoś to będzie.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

zwrot akcji

W sobotę mąż wkopał kabel do domofonu oraz do bramy pod ewentualne siłowniki do otwierania. Przyjechałam swoim rumakiem celem nadzoru prac i o mało mnie nie zatchnęło, bo tak waliło w nozdrza obornikowym aromatem. Kurcze, ale ma moc to wiejskie powietrze ;D



Mąż podłubał też sobie w elektryce, gdzie zostało mi pozamykać puszki i zrobić próbę włącznikową. Za tydzień umówieni byli tynkarze, więc rozplanował sobie wszystko tak na styk można powiedzieć. Aż nagle wczoraj, w niedzielę, dzwoni tynkarz pan Andrzej i oznajmia, że mają kilka dni obsuwy i mogą do nas zajrzeć celem rozpoczęcia prac. No bardzo nam miło i przyjemnie, ale mąż wpadł w panikę, bo kurcze, jeszcze nie skończył przecież! Olaboga! Nawet w pierwszej chwili chciał jechać na wieś i zrobić co nieco, ale była już 17.30, więc stwierdził, że to i tak mało czasu. Tak więc dziś, w poniedziałek pojechał z rana na działkę, by pokończyć co się da, ale najpierw wziął tynkarza i pojechali na zakupy. Reszta ekipy foliowała okna. Ponoć dziś nie zaczną prac oprócz robienia czegoś z piaskiem na ścianach, jak zrozumiałam coś w rodzaju wstępnego przecierania, ale głowy nie dam, bo mąż chaotycznie opowiadał. 

I tak to jest: jak się człowiekowi spieszy, to się nie można doczekać ekipy, a jak ma wyliczone na styk, to mu wchodzą na hurra. No nic, niech zaczną pomału. I tak nie skończą, bo za kilka dni wracają na tamtą budowę i dopiero jak tam skończą wrócą do nas. 

czwartek, 9 kwietnia 2015

emaliowa rozpusta

Pochwalę się trochę moimi ostatnimi zakupami. A co, nie tylko włącznikami, kabelkami i tynkami człowiek żyje :)

Zakupiłam dwa rondelki (idealne do rozpuszczania masełka lub czekolady) wraz z kubkiem oraz upolowałam w moim ulubionym sklepie pojemnik na przybory do szycia.


W sumie to kupiłam także różowy durszlak, który jest w tle z prawej strony. Nie wiem, czemu go nie wyeksponowałam :D

Mąż skwitował moje zakupy pytaniem, gdzie zamierzam to trzymać, bo teraz to chyba w szafkach będę nogą upychać. No fakt, miejsca u nas brak :D

włączniki

Elektryka prawie skończona. Mąż instaluje szybkozłączki (bardzo zabawna nazwa) i zamyka puszki. Poniżej duża łazienka.




Małżonek przygotowuje się do wielkiego sprawdzenia instalacji. Zakupiliśmy już wszystkie włączniki i będzie można testować po kolei każdy punkt. Trzeba to zrobić szybko, bo za jakiś tydzień powinien przyjść tynkarz. Oczywiście nie będziemy instalować ich na razie. Włączniki i kontakty będą z tej samej serii Sonata firmy Ospel. Proste i eleganckie  w formie. Część z podświetleniem, aby nie macać ściany po omacku (korytarze), dwa zestawy schodowe i jeden ściemniacz (do salonu). Na razie wyszło nam 19 pstryczków, co dało kwotę 327 zł razem z ramkami.



Kot się zastanawia, czy na pewno wszystko jest kupione ;)



Muszę przyznać, że wreszcie czuję, że przeprowadzka jest nie tak odległa. Wcześniej ciągle wchodziło nam coś w paradę i budowa wlokła się jak muchy w smole. Oczywiście miało to też swoje plusy, bo na spokojnie można było przemyśleć wiele spraw. Ale w tym roku wszystko jest już konkretne. Myślę, że taki pierwszy prawdopodobny termin przeprowadzki to wrzesień, ale oczywiście liczę się z tym, że zrobi się z tego listopad. Nieważne. Ważne, że Boże Narodzenie będzie przy kominku :D

środa, 8 kwietnia 2015

dach w całej krasie!

Wreszcie pogoda pozwoliła na zrobienie sesji zdjęciowej w pełni skończonego dachu. Pięknie lśni i pyszni się wiśniową czerwienią już z daleka.

Wspomnę tu jeszcze o podbitce. Dekarz tak dobrał długość blach, aby ładnie wyglądały i nie trzeba było ciąć w nieodpowiednich miejscach. Dlatego dodał więcej blachy niż były zrobione krokwie i teraz trzeba sztukować podbitkę. Mógł zrobić to dekarz, ale jak zwykle za późno o tym pomyśleliśmy bo były już dogięte blachy i trzeba by na nowo giąć nowe sztuki, czyli straty by były. Zostało więc jak jest i zabawa z tym będzie później. Niżej widać o co chodzi (z lewej strony):


Śniegowe płotki są tylko od frontu. Łapy dla kominiarza są dwie.



Na zdjęciach pod kątem widać moje piękne wiatrownice, które uwielbiam i które  sprawiają, że mam wrażenie, że dom jest z piernika :D Takie jakieś mam dziwne skojarzenia.




Wdrapałam się po drabinie celem obejrzenia okna. Bardzo ładnie doświetliło nam poddasze, więc była to dobra decyzja. Zwykłe okno włazowe byłoby za małe. Widok z piętra super, szkoda, że nie cyknęłam fotki. Oczywiście wspinaczka po drabinie kosztowała mnie wiele nerwów - strasznie się boję po niej wchodzić bo i niewygodna i wysoko jest. Brrr.

Poniżej zdjęcie, które nas dziwi. Chodzi o sposób cięcia blachy w koszach, że takie nieobrobione są. Chcieliśmy te krawędzie zabezpieczyć czymś, ale dekarz mówił, że nie ma takiej potrzeby. A może jednak warto to zrobić?







Śrubki mocujące w ogóle nie są widoczne z dołu, gdy się patrzy z ulicy. Nie dało rady inaczej przykręcać ich, gdyż łaty za płytko wchodziły w tłoczenia blachy i było za mało miejsca na wkręt. 

A co najważniejsze, dach przetrwał pierwszą próbę i nie pofrunął w niebo podczas ostatnich, przedświątecznych wichur.