środa, 15 czerwca 2016

zegary, obrazy i życie domowe

Kupiłam wczoraj zegar do kuchni. Widziałam go już kilka tygodni temu w moim ulubionym sklepie i dobrze, że pojechałam wczoraj, bo został jeden - chyba czekał na mnie właśnie. Teraz jest mój!



Jest miętowy i jest angielski, co było dla mnie priorytetem, aby nie było napisów po francuski na przykład. Ten jest z angielskiej firmy i po angielsku. W ogóle to ja mam jakąś schizę z zegarami, bo  muszę mieć czasomierz w widocznym miejscu w każdym pomieszczeniu. Każdym. No, oprócz wc i kotłowni :) Do łazienki niebieskiej mam taki:


Czekał w kartonie 5 lat, by był użyteczny. Również po 5 latach wyciągnęłam obrazki. Te większe z owocami pójdą do kuchni, a te dwa w kwiaty chyba do sypialni.


Pojawiły się też klamki. Wyglądają przepięknie i jestem nimi zachwycona!



A tymczasem minęły ponad dwa tygodnie jak mieszkamy w domu. Czujemy się już jak u siebie, ale ciągle jest szereg rzeczy, do których trzeba się przyzwyczaić, na przykład to, że jesteśmy na parterze, a nie, jak w mieszkaniu, drugim piętrze. W bloku można było sobie chodzić w negliżu przy oknach bez firan i w ogóle robić różne rzeczy i nikt tego nie był w stanie zobaczyć, bo bloki były oddalone od siebie. Tutaj natomiast z każdej strony można się natknąć na czyjąś facjatę, bo a to rowerem ktoś jedzie (kuchnia), a to sąsiadka zbiera truskawki (sypialnia) - ale jej działka jest obok, mimo to jak stanie w jej rogu może zaglądać nam do łóżka, a to sąsiad szedł dookoła naszej działki, aby skosić sobie trawę wzdłuż swojego płotu (salon). Tak więc tak, zazdrostki są obowiązkowe w kuchni (dziś mają przyjść), w sypialni dam firany, zasłony i rolety, a w salonie mam w nosie widoki i będą tylko rolety i zasłony (do ozdoby).

A propos rolet to zamówiłam je wczoraj od lokalnego producenta. Będą wszędzie takie same w kolorze (mleczna czekolada z perłowym połyskiem, stopień zaciemnienia 5 na 7) i mają być za dwa tygodnie. W sumie za 14 sztuk rolet wydamy po rabatach 1.400 zł. Te ze słabszym zaciemnieniem byłyby 20-30% tańsze, ale chcieliśmy lepsze. Trochę mi szkoda zasłaniać moje piękne okna - a właściwie zaokrąglone ramy - prowadnicami, które się przykleja, ale co zrobić. Myślałam o roletach rzymskich na karniszach, ale to chyba upierdliwe by było, prać to i potem prasować. Ech.

Ciągle nie mogę się przyzwyczaić do temperatury w domu. Niby są 23 stopnie, a mnie jest zimno, zwłaszcza wieczorem. To chyba przez wilgotność. Ale za to śpi się bardzo dobrze. Kot tymczasem szaleje i korzysta z pełni życia. Biega, skacze, leżakuje i poluje przez okno tarasowe, które jest dla niej czymś w rodzaju telewizora. Kładzie się na podłodze z pyszczkiem przy szybie i wytrzeszcza swoje cytrynowe oczy na ptaszka, który bezczelnie skacze jej przed nosem po drugiej stronie okna, a ona nie bardzo wie, co wtedy zrobić - rzucić się na niego, czy dalej leżeć w bezruchu. Uwielbiam na nią patrzeć, jak tak siedzi w gotowości bojowej.

Muszę też poprawić swój system zakupów spożywczych, bo na razie trochę to chaotyczne i mamy często braki, na przykład chleba lub wędlin. Planuję zakup maszyny do chleba, by choć czasem sobie coś upiec.  Minęły już czasy, gdzie po każdą pierdołę można było zejść na dół do sklepu i do tego też muszę się przyzwyczaić. Za to bez problemu przyzwyczaiłam się do braku hałasów od sąsiadów z góry, z dołu i z boku. I ich smrodów kuchennych. Mąż za to jest niezwykle zadowolony, bo nie musi szukać miejsca parkingowego pod domem i może sobie w każdej chwili wyjść w gatkach do auta. Sprawa parkowania teraz też dotyczy i mnie, bo zostałam posiadaczką pierwszego w życiu samochodu i jestem tym faktem wniebowzięta i zestresowana jednocześnie, bo jeszcze sporo nauki jazdy przede mną, choć prawo jazdy mam od czasów dość dawnych :) Z własnym autem życie na wsi jest łatwiejsze i pomoże mi to usprawnić sprawy około domowe. Zaraz idę wypucować w środku moją bestię (z silnikiem 1.2), bo jeszcze tego nie zrobiłam od zakupu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz